Z prozą Giorgio Rayzachera nigdy wcześniej nie miałam
styczności. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po jego książkach,
dlatego też nie nastawiałam się na fajerwerki, ani też na zawód. Podeszłam do „Dreszczy”
trochę sceptycznie, trochę z ciekawością. W sumie sama nie wiem. W każdym razie
o to, co z tej książki wyniosłam.
Paryż, rok 1945. Pewien mężczyzna pracował w gazecie. Był poniżany i wyśmiewany przez
współpracowników oraz szefa, dlatego też chciał jak najszybciej znaleźć
wyśmienity materiał na artykuł, by raz na zawsze zamknąć im usta. Przypadek
sprawił, że znalazł się w szpitalu, gdy została przywieziona kobieta w ciąży.
Na dobrą sprawę nic dziwnego by w tym nie było, ale wiedziony jakimś
przeczuciem postanowił przyjrzeć się temu. To, co urodziła kobieta,
zdecydowanie nie było dzieckiem, a staruszką o okropnie pomarszczonej twarzy i
skrzekliwym głosie. Mężczyzna zdał sobie sprawę, że nie mogę napisać o tym
artykułu, ale od tej pory owa staruszka wpłynie na jego życie w sposób
niewyobrażalny.
W końcu mężczyzna żeni się z jedną z pielęgniarek, Deborą,
która pracowała w tym szpitalu. Nie może ona jednak zrozumieć obsesji męża na
punkcie owego „dziecka”. W ciągu całego swojego życia mężczyzna będzie jej
poszukiwał, będzie próbował znaleźć odpowiedzi na każde nasuwające mu się
pytanie. Gdy dowie się, że umiera, sporządzi pamiętnik dla swojego syna, Maksa,
by zrozumiał z czym borykał się jego ojciec. Kim jest staruszka? Dlaczego
wpłynęła tak bardzo na jego życie?
Na tyle okładki można przeczytać, że książka jest „szokująca,
intrygująca, piękna i brutalna”. I trudno jest się z tym stwierdzeniem nie
zgodzić. Autor sugestywnie wprowadza nas w świat brzydoty i piękna, zupełnie
jakby był zafascynowany tymi odmiennymi stanami i w każdym z nich próbował
znaleźć coś wartościowego. Książka jest dziwna – ale jak dla mnie w pozytywnym
aspekcie. Nie jest to zwyczajne czytadło, które szybko wyleci z głowy, wręcz
przeciwnie, po jej przeczytaniu budzą się w nas różne pytania.
Główny bohater wyruszył w głąb własnej świadomości, zatopił
się w wydarzeniach z 1945 roku i odbiło się to na jego późniejszym życiu.
Obsesja zawładnęła nim tak mocno, że nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że
wszędzie widzi ową staruszkę. Stany jego świadomości były niezrównoważone,
mogłoby się nawet zdawać, że popada w swoisty obłęd i zatacza koło we własnych
myślach.
Wrócę jeszcze do brzydoty, która jest tutaj mocno poruszana.
Pewna scena z książki sprawiła, że długo starałam się wyłączyć swoją
wyobraźnie. Autor w kilku krótkich opisach zawarł esencję szpetoty starej
kobiety, która miała być symbolem „dziecka” oraz młodej modelki i ich relacji
między sobą. Nie ważne, że zostały do tego zmuszone.
„Dreszcze” są książką dość ambitną, wartą przeczytania i
spróbowania zrozumienia, co autor miał na myśli. Nie sądzę, by można było
przejść koło niej obojętnie. Zawiera w sobie dużo ciekawych przesłań, a autor
ma niesamowitą umiejętność wprowadzania czytelnika w różne stany jego własnej
świadomości egzystencji. Spróbujcie, nie pożałujecie.
Książkę otrzymałam od samego autora, za co serdecznie
dziękuję!
5/6
Nie wiem, nie wiem, raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńKsiążkę przeczytałabym nawet, gdybyś oceniła ją na najniższą ocenę. To ze względu na czas i miejsce akcji. :) Moja obsesja na punkcie Francji i Paryża bierze górę. Fabuła wydaje się być ciekawa i bardzo mnie zainteresowała, a ocena kusi, więc na pewno przeczytam. :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBrzmi zachęcająco.. :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie swoją recenzją. Zajrzę na pewno!
OdpowiedzUsuńMusze powiedziec ze ksiazka mnie strasznie zaciekawila...chyba mam kolejna do listy 'Must have' :)
OdpowiedzUsuńMiałam tę książkę kiedyś w rękach i nie przeczytałam, teraz żałuję. Może jeszcze będzie druga okazja...
OdpowiedzUsuń