niedziela, 28 października 2012
"Wampirze serce" J.R Ward
O Bractwie Czarnego Sztyletu z pewnością większość z was słyszała i nie trzeba ich przedstawiać. Organizacja wampirów walczących z reduktorami, by chronić swoich najbliższych stali się jednymi z najczęściej czytanych "potworów" ostatnimi czasy. Z pewnością seria ta na długo zapadnie w pamięci czytelników. Po trzech tomach udało mi się dostać część czwartą. Tym razem jednak bohaterem jest... cywil - Butch.
Butch, były policjant, który swego czasu durzył się w Beth, jakimś cudem trafił do organizacji i zamieszkał w domu pełnym wampirów. Jakimś cudem jeszcze nie zginął. Ba nawet nawiązał przyjaźnie, a bracia traktują go z należną uprzejmością. Nic dziwnego, Butch bowiem jest osobą skorą do pomocy, jest szlachetny i pełen zapału do pracy. Poza tym wpasował się charakterem w ich różnorakie grono. Jest jedna rzecz, która spędza mu sen z powiek. Butch zakochał się w Marissie - byłej krwiczce Ghroma. Kobiecie dla niego niedostępnej. Kobiecie, którą chciałby zdobyć, a nie może.
Butch miota się między swoimi uczuciami, a dobrem bractwa. Wszystko zaczyna się powoli zmieniać, gdy wpada w ręce reduktorów. Przeszedł tortury, nim znalazl go Vhredny. Nim się to jednak stało, Omega zostawił w nim swoją cząstkę. Butch po tym wydarzeniu zaczął się zmieniać. Posiadł pewne zdolności, wyczuwał reduktorów, potrafił z nimi walczyć, ba - potrafił ich zabijać, i to w jakim stylu!
Ma nadzieję, że może teraz Marissa zobaczy w nim odpowiedniego partnera dla siebie. Może zmieni zdanie i da mu szansę. Ich miłość rozkwita, Marissa zaś powoli otwiera się na nowe doznania. Czy jednak uda im się odnaleźć szczęście? Co Omega zrobił Butchowi?
Autorka w tej książce pokazała nam punkt spojrzenia cywila, który od dłuższego czasu kręci się wokół bractwa, ale sam nie brał czynnego udziału w akcjach. Czuł się źle z tego powodu, tym bardziej że był policjantem i mógł w jakiś sposób pomóc. Wszystko się jednak zmieniło i to bardzo szybko.
Przez książkę się płynie - szybko i wartko i nie wiadomo kiedy następuje koniec. A gdy tak się dzieje, czytelnik czuje ogromny niedosyt. Autorka bowiem kończy w momentach, które chciałoby się pociągnąć dalej, jak najszybciej. Nie mogę jednak odmówić jej niesamowitego stylu i nieszablonowości. Każda książka bowiem zaskakuje, czasami bawi, a czasami wzrusza. I to jest właśnie ogromny plus dla pani Ward - nigdy nie wiemy, co zaserwuje tym razem.
Czekałam na część o Butchu. Polubiłam go od samego początku i byłam ciekawa, jak autorka poprowadzi jego postać w tym mrocznym i pełnym brutalności świecie. To, jak go poprowadziła, całkowicie mnie zaskoczyło i zauroczyło. Kibicowałam jemu i Marissie. Należało im się szczęście.
"Wampirze serce" z czystym sumieniem polecam, jak zresztą całą serię. Mroczna, namiętna, pełna napięcia, zaskakująca!
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograff II.
5.5/6
wtorek, 23 października 2012
"Ostatni wilkołak" Glen Duncan
Wilkołaki, tak jak wampiry, weszły mocno i szybko w kanon
cudownych bestii, o których lubi się mówić, a szczerze uwielbia czytać lub też
oglądać Tym samym powstało już trochę książek na ich temat, jednak mimo tego
dalej jest to teren nie do końca zbadanych, autorzy więc mają duże pole do
popisu, by czytelnika zaskoczyć swoją wizją. Tak właśnie postąpił Glen Duncan w
„Ostatnim wilkołaku”.
Jake, bo to on jest głównym bohaterem, to ponad dwustuletni
wilkołak, na dodatek najprawdopodobniej ostatni ze swojego gatunku, poszukiwany
przez wampiry i tajną organizację. Dręczony klątwą i własnymi myślami, popada
coraz mocniej w depresję. Najchętniej poddałby się i uwolnił od ziemskiego
padołu łez, coś go jednak powstrzymuje. I choć decyzja już zapadła, Jake dalej
ma wątpliwości.
Jego przyjaciel, Harleym cały czas próbuje go przekonać, że
życie jest piękne. Robi to już od kilku dobrych lat, do czasu, gdy zostaje
brutalnie zamordowany przez organizacje, która pragnie dorwać Jake’a.
Morderstwo miało na celu pobudzić wilkołaka, skłonić go do zemsty. Nie chcą
bowiem, by stał się bierną ofiarą, która sama podkłada im się w ręce. Nic nie
jest piękniejsze od polowania. Jake jednak nadal ma serce z kamienia. Wszystko
jednak zmienia się, gdy przez całkowity przypadek wyczuwa na ulicy wilkołaka,
samice. Co się między nimi wydarzy? Czy Jake zacznie odczuwać przyjemność z
życia? Czy uciekną organizacji? Czy Jake pomści śmierć przyjaciela?
„Ostatni wilkołak” to z pewnością książka niestandardowa.
Kto bowiem widział wilkołaka z silnym instynktem do samo destrukcji, nie
mogącego pogodzić się z rolą drapieżcy, co wywołuje w nim głęboką depresje? No
właśnie, samo to było dla mnie nie małym zaskoczeniem, a im dalej w las, tym
mocniej otwierałam oczy ze zdziwienia. Nie jest to bowiem paranormalny romans,
to jakich autorzy zagraniczni zdążyli nas przyzwyczaić.
Tutaj autor serwuje nam opowieść diametralnie różniącą się
od tego, co do tej pory znaliśmy. Historia ta nie jest ani trochę ckliwa, nie
wywołuje łez, nie wzrusza, nie pobudza do śmiechu. Raczej powinno być na
odwrót. I jest. Przez całą książkę
zastanawiamy się, gdzie to wszystko nas zaprowadzi. Po spotkaniu Talulli, Jake
się zmienia. Zaczyna inaczej myśleć, inaczej czuć – świat nabiera kolorów.
Deptają im jednak po piętach wampiry i ludzie z organizacji. Nie ma sielanki.
Jest morderczy bieg do celu, a w między czasie zabijanie i pożywianie się
mięsem, ostry seks na polanie i zero czułych słów.
„Ostatni wilkołak” jest książką trochę brutalną, trochę
erotyczną, trochę kryminalną, z lekką domieszką horroru. Nie ma w niej ani
krzty romansu czy też delikatnej i subtelnej miłości. Autor postawił na mocne,
dosadne momenty, nie roztkliwiając się nad czytelnikiem. I właśnie to jest w
tym wszystkim najfajniejsze.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.
5/6
czwartek, 18 października 2012
"Golem" Edward Lee
W horrorach zaczytuje się z uwielbieniem. Począwszy od
Mastertona, na Ketchumie kończywszy. Ostatnio do tego grona dołączył również
autor „Golema”, Edward Lee. Mam za sobą już dwie jego książki i obydwie wypadły
świetnie, więc biorąc do rąk „Golema” spodziewałam się mrożących krew w żyłach
opisów makabry i okrucieństwa. Czy się zawiodłam?
Lowensport. Spokojne, ciche miasteczko, które skrywa
tajemniczą przeszłość. To właśnie tutaj sprowadza się Seth Kohn wraz ze swoją
ukochaną. Obydwoje zostawili za sobą bagaż trudnych doświadczeń życiowych. Mężczyzna
uzależnił się do alkoholu po śmierci swojej żony, Helen, zaś Judy nie mogła
poradzić sobie z problemem narkotykowy. Od momentu, gdy się poznali, ich los
się odmienił. Oboje naprostowali się, a Seth wydał grę, która okazała się hitem,
dzięki czemu para zakochanych mogła sobie pozwolić na kupno okazałej
posiadłości – Lowen House.
Jednak u Edwarda Lee tylko początek jest spokojny. W okolicy
bowiem giną ludzie. Nie są to jednak zwyczajne zgony. Ciała są rozszarpane, a
ofiarami stają się narkotykowi dilerzy. Policja nie wie, jak to jest możliwe, a
mieszkańcy nie puszczają pary z ust. Seth i Judy zaś nie wiedzą, że w ich domu
kryje się tajemnica – mroczna i niebezpieczna.
Autor jednak przenosi nas również w odleglejsze czasy, w
1880 rok – czas, w którym historia Lowensport przybrała okrutny bieg. Bowiem
to, co się wtedy wydarzyło, padło cieniem na późniejszych mieszkańców i ich
rodziny. Legendy i mity stały się rzeczywistością, zbyt makabryczną, by w nią
nie uwierzyć. Kto stoi za morderstwami? Jak przeszłość łączy się z
teraźniejszością? Kim jest tytułowy Golem? I co z tym wszystkim mają wspólnego
Seth i Judy?
Edward Lee znowu przenosi nas w świat pełen krwi, świat
niewyobrażalnie niebezpieczny i pełen niszczycielskich sił. Tym razem jednak
autor czerpie z legend judaizmu. Dla mnie osobiście dodało to pikanterii
powieści. Golem to mistyczna postać powstała z gliny, wykorzystywana w różnych
celach. Możecie więc sobie wyobrazić, jaką role odegrała w książce.
Bohaterowie, jak to u Lee bywa, są różnoracy. Jedni
sadystyczni, gotowi na wszystko, nie cofający się przed brutalnymi metodami, które
mają doprowadzić ich to wybranego celu. Inni zaś mimo swoich „dziwnych”
skłonności, potrafią kryć się za maskami uprzejmości i dobra. Jeszcze inni
odnajdują w sobie siłę do walki, mimo że los naznaczył ich trudnymi
przeprawami. Nikt z nich nie jest do końca wybielony, ale też nikt nie jest do
szpiku kości zły. Dzięki temu czyta się o nich z wypiekami na twarzy, chłonąc
kolejne kartki, byle tylko dowiedzieć się, jak historia się zakończy. A kończy
się ciekawie.
Edward Lee zabiera nas w podróż naznaczoną grozą –
przeszłość bowiem żąda zadośćuczynienia. Podróż pełną strachu i niepokoju co do
następnego dnia. Podróż w nieznane. Podróż splamioną krwią niewinnych, ale też
tych, którzy na śmierć zasłużyli. Podróż z okrucieństwem, odwiecznym tańcem
życia i śmierci. Odważni ci, którzy się go podejmą.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.
6/6
środa, 17 października 2012
"Kobieta, którą porwał wiatr" Claus Stephani
– Przemyśl to sobie –
powiedział rabbi Mendel. – Ładna kobieta bez mężczyzny nie należy do nikogo, a
to niekiedy znaczy, że do wszystkich należy. Taki już jej los. Jest jak liść na
gościńcu. Byle podmuch może ją zwiać z obranej drogi, byle przechodzień zdeptać.
Powyższy cytat idealnie odzwierciedla to, co książka
przedstawia. O prześladowaniach, łowach i morderstwach na Żydach wiemy wiele z
lekcji historii, ale nie tylko. Autor pokazuje nam swoje spojrzenie na ten
problem, od strony Żydówki – młodej, pięknej i ponętnej.
Ów cytat pojawia się w książce tuż po śmierci męża Bajli.
Spokojne życie w Arwinicy zostaje szybko przerwane. Błogość, stan upojenia, miłość
– to wszystko odchodzi jak za dotknieciem niedobrej różdżki. Po wiadomości o
śmierci Jacoba, Bajla postanawia opuścić Arwinicę. Powodów jest wiele, ale
głównie chodzi nagabywanie przez innych
mężczyzn, którzy odczekali czas żałoby i z chęcią dobraliby się do młodej
wdowy. Bajla ze smutnym sercem pozostawia miejsce, w którym przeżyła cudowne
chwile i udaje się do rodziny męża.
Rebeka i Mojsz przyjmują ją z otwartymi ramionami, a Bajla choć na
chwilę może przestać się martwić o to, co przyniesie los. Próbuje prowadzić
normalne życie, ale pewne okoliczności sprawiają, że zachodzi w ciążę. II wojna
światowa zsyła na nią swoje piętno i Żydówka wraz z dzieckiem musi uciekać i
cały czas ukrywać swoją prawdziwą tożsamość. Jej wędrówka zaprowadziła ją do Marmaroszy,
gdzie przyjmuje ją Katarzyna – kobieta, która nie została obdarowana przez los
córką. Bajla wraz z dzieckiem uwijają sobie gniazdko w jej domu. Prześladowania
Żydów trwają nadal, więc życie Bajli dalej toczy się w pełnej niewiedzy o
dalszy los. Kobieta jednak nie poddaje się i wystawia do świata drugi policzek.
Mimo tego, że otrzymała wiele ciosów, przyjmuje kolejne, wierząc, że w końcu
uda jej się zaznać upragnionego spokoju. Ale czy jest to możliwe? Czy Bajla
będąc Żydówką w końcu dosięgnie szczęścia?
„Kobieta, którą porwał wiatr” to niesamowita opowieść, pełna
autentyzmu i smutku, który towarzyszy czytelnikowi przez cały czas. Autor w
sposób umiejętny wrzuca bohaterkę w wir ciężkich czasów, które na każdym odbiły
się mocnym echem.
Autor jednak nie przedstawia nam jedynie historii Bajli, ale
również jej córki, Marii. Każda z nich na swój sposób jest silna. Bajla poczęła
dziecko z Niemcem, znosiła plotki i wyzwiska pod swoim adresem, modliła się o
to, by nikt nie dowiedział się, że jest Żydówką i próbowała ze wszystkich sił
dać dziecku godne życia. Maria zaś była przeciwieństwem matki. Nie mogła sobie
poradzić z rolą rodzicielki, ucieka, szuka czegoś nowego. Dopiero próba
dowiedzenia się, co stało się z Bajlą, jaka była, sprawia, że Maria zaczyna
patrzeć na świat innymi oczami.
Książka ta to próba pokazania ciężkiego losu kobiet dotkniętych
piętnem wojny. To opowieść o trudach podążania przez życie ogarnięte pożogą,
wiara w to, że w końcu nadejdzie lepsze jutro i nadzieja na to, że każdy
przeżyty dzień zwiastuje następny. Książka jest godna polecenia nie tylko ze
względu na walory historyczne, ale również zgrabnie opowiedzianą historię,
która wciąga i nie daje o sobie zapomnieć.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Nasza
Księgarnia
piątek, 12 października 2012
"Zanim nadejdzie ciemność" Susan Wiggs
Pogodzić się z nadchodzącą tragedią to coś ponad nasze siły.
Pogodzenie się z tragedią i niewiedza, kiedy ona dokładnie nastąpi jest jeszcze
gorsze. A jeśli mamy jeszcze do załatwienia sprawy nie cierpiące zwłoki?
Sprawy, które mają przynieść nam ukojenie? Czas wcale nie jest sprzymierzeńcem,
raczej wrogiem, który tylko czeka, żeby zadać ostateczny cios.
Jessie jest wziętą i znaną fotografką. Pełna energii i
wigoru, życie poświęca swoim pasjom. Czerpie od świata garściami, nie zważając
na konsekwencje. Młoda, piękna, stabilna finansowo – ma wszystko, o czym można
by było pomarzyć. Jednak pozory bardzo często są mylące. Jessie wraca do
rodzinnego domu, by spotkać się z ukochaną siostrą, Luz – matką czwórki dzieci
i szczęśliwej mężatki. Jessie pojawia się znikąd i wywraca do góry nogami życie
spokojnej rodziny. Wszyscy zastanawiają się ile czasu zabawi i co jest
przyczyną jej niespodziewanego przyjazdu.
Jessie musi zmierzyć się z konsekwencjami czynu z
przeszłości, mianowicie oddaniem córki do adopcji, w tym wypadku do swojej
siostry. Ma coraz mniej czasu. Lekarze bowiem wykryli u niej szybko postępującą
i nieuleczalną chorobę, która odbiera jej wzrok. Jessie chce nawiązać kontakt z
córką, móc ją poznać i zobaczyć, a co najważniejsze spędzić z nią tyle czasu,
ile tylko może, wiedząc, że nieuchronna ciemność jest coraz bliżej. Mieszkanie
pod jednym dachem z rodziną siostry sprawia, że dawno skrywane uczucia wychodzą
na wierzch, a Jessie poznaje kogoś, kto rozbudza jej serce. Czy uda jej się
pogodzić z przeszłością? Czy nowo odkryta miłość ją zmieni? Jak sobie poradzi z
utratą wzroku?
„Zanim nadejdzie ciemność” to niezwykle wzruszająca książka,
która porusza tematy ciężkie. Jednym z nich jest chociażby oddanie dziecka do
adopcji. Sama decyzja była ciężka, a życie z nią pewnie jeszcze gorsze. Jedynym
pocieszeniem w tym wszystkim była pełna świadomość, że córka trafiła do
cudownej rodziny. Autorka powoli wprowadza nas w uczucia i myśli bohaterów, nie
bombardując emocjami, ale spokojnie przedstawiając ich relacje, wzajemnie
stosunki, urazy.
Każdy z nas ma bowiem przeszłość, zrobił w życiu rzeczy, których
później żałuje, ale każdy zasługuje na drugą szansę. Jessie może ją uzyskać.
Podziwiłam ją. Wiedza, że niedługo straci wzrok, nie będzie mogła kontynuować
swojej pasji, przerażała ją, ale była silna. Pełna optymizmu mimo zbliżającej
się osobistej tragedii. Jej niezłomna wiara była niezachwiana. Potrzebowała
jednak pogodzić się z samą sobą i ludźmi, których zraniła. Luz okazała się
pełną ciepła osobą, którą pokochałam od razu. Spełniała się w roli matki i
żony, zapominając o sobie. W pewnym momencie jednak odżyła w niej potrzeba
zrobienie czegoś dla samej siebie, a przypomniała jej o tym siostra.
Oddziaływały na siebie nawet wtedy, kiedy nie mogły na siebie patrzeć.
„Zanim nadejdzie ciemność” to opowieść przepojona nadzieją i
wiarą w to, co ma nadejść. Mimo niesprzyjających wiatrów trzeba odnaleźć w
sobie siłę do dalszej walki. To również historia o miłość – matki do córki,
siostry do siostry, kobiety do mężczyzny. Różne jej odcienie, blaski i
ciemności, składają się na życie. A ono pełne jest różnych wzlotów i upadków. Autorka
ukazuje nam, że po każdym bolesnym upadku ktoś wyciągnie do nas rękę. My musimy
ją przyjąć.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira.
5/6
środa, 10 października 2012
"Królewska nierządnica" Gillian Bagwell
Poparta historycznymi faktami książka pani Bagwell to z
pewnością powieść ciekawa, nie tylko ze względu na walory historyczne. Czy
zwykła dziewczyna, która stała się prostytutką, mogła zajść na same wyżyny
śmietanki towarzyskiej? Mogła i zdobyła to.
Nell Gwyn urodziła się, by powiedzieć delikatnie, w ubogim
domu. Całe swoje dzieciństwo pracowała. Gdy opuściła ją ukochana siostra, Nell
została zdana na siebie. Musiała znosić matkę, która wiecznie ją poniżała i na
nic nie pozwalała. Pewnego dnia Nell stwierdziła, że woli się prostytuować i
zarabiać na siebie, niż żyć pod jednym dachem z matką. I tak też czyni.
Jej pierwszy stosunek z mężczyzną odbył
się w trakcie kilku minut, na sianie. Nell zamieszkała wraz z siostrą i stała
się jedną z prostytutek. Dzięki temu poznała mężczyzn, którzy pomogli jej
osiągnąć późniejszą pozycję.
Nell nie zabawiła długo w domu rozpusty. Ze względu na
natarczywe spiskowania Jacka, mężczyznę burdelmamy, który nie tylko ją gwałcił,
ale i bił, uciekła z jednym ze swoich klientów. Zapewnił jej dach nad głową i
bezpieczeństwo, którego potrzebowała. Ale w pewnym momencie poczuła, że nie
tego chce od życia. Spróbowała swoich sił w teatrze, co wychodziło jej
znakomicie. W końcu stała się jedną z bardziej rozpoznawalnych aktorek
teatralnych, a zachwycali się nie wszyscy, łącznie z królem. Splot wydarzeń
sprawił, że trafiła do jego łoża. Czy Nell rozkochała w sobie króla? Czy dane jej
będzie szczęśliwe zakończenie? Jak potoczą się jej losy?
„Królewska nierządnica” to zgrabnie napisana powieść, która
nie pozwala oderwać się od snutej historii. Autorka bardzo umiejętnie wprowadza
czytelnika w trudne życie Nell. Dziewczyna od samego początku miała pod górkę,
a później było tylko gorzej, do czasu, gdy osiągnęła stabilizacje i mogła
zacząć oddychać pełną piersią. Historia Nell jest poruszająca, trzymająca mocno
za serce, a czytelnik w pewnym momencie łapie się na tym, że z całych sił jej
kibicuje, marząc, by w końcu doczekała się swojego osobistego happy endu.
Bardzo podobały mi się postacie – niektóre niezrównoważone,
niebezpieczne i pełne agresji, inne zaś osnute ciepłem i jasnością, jeszcze
inne tajemnicze, ale niosące nadzieje. Nell uosabiała dla mnie siłę i wolę
walki o dobry los. Pełna determinacji i chęci życia, dążyła do tego, by zrealizować
swoje marzenia. I nawet jak je osiągnęła, zachowała w sobie świeżość i chęć
niesienia pomocy potrzebującym. Nigdy nie zapomniała skąd się wywodzi.
Obdarowywała miłością tych, którzy na nią zasłużyli.
„Królewska nierządnica” jest pozycją godną polecenia.
Interesująca ze względu na historię, ale także lekkie pióro autorki, która
ukazuje nam ówczesny świat z pełną brutalności szczerością, dzięki czemu w oka
mgnieniu znajdujemy się na ulicach Anglii, czując atmosferę biedy, by po chwili
przenieść się do teatru i widzieć rozgrywająca się scenę pełną uniesień.
Książka ta z pewnością zadowoli każdego czytelnika – kobiety znajdą w niej
wątki miłosne, mężczyźni kryminalne, pasjonaci liczne opisy przedstawiające
realia epoki. Ale nie tylko o miłość tu chodzi, nie tylko o kryminał czy
historię. Bo Nell nie była tylko nierządnicą, królewską kochanką czy też
aktorką. Była kobietą pełną ideałów, marzeń i nadziei, a każdy dzień obejmowała
czułymi ramionami mimo tego, że częściej przynosił jej smutki, niż radości.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Bellona.
5/6
niedziela, 7 października 2012
"Wejście w zbrodnię" Jill Hathaway
Co byście zrobili, gdybyście mogli na krótką chwilę wcielić
się w kogoś innego? Zapewne po raz pierwszy bylibyście zachwyceni, pełni
fantazji i marzeń, cudownie oderwanie od tego, co się dzieje wokół. Ale gdyby
takie napady zdarzały się często, a wy nie mielibyście na nie wpływu? Cóż,
można powiedzieć, że wtedy zaczynają się schody.
Sylvie to nastolatka, która według lekarzy cierpi na
narkolepsje, czyli zasypianie w różnych miejscach o różnych porach dnia.
Lekarze jednak nie wiedzą wszystkiego. Dziewczyna podczas tych epizodów
przenosi się w ciała innych i ogląda świat ich oczami. Trzyma ten sekret dla
siebie, ze względu na strach przed wysłaniem do psychiatry. Próbuje zachowywać się normalnie, żyć
normalnie. Biorąc pod uwagę to, że jej życie wcale nie jest normalne.
Wszystko się zmienia w dniu, kiedy wchodzi w skórę mordercy.
Sylvie może wcielać się w osoby, z którymi miała kontakt, albo z tymi, którzy
na swoich rzeczach zostawili dość mocny ślad emocjonalny. Oczami mordercy widzi
ofiarę, nie jest jednak w stanie nic zrobić. Jest bezsilna. Sprawę pogarsza to,
że ofiarą jest przyjaciółka jej siostry. Wszyscy twierdzą, że to samobójstwo.
Tylko morderca i Sylvie znają prawdę, ale ani jedno, ani drugie nie może tego
powiedzieć głośno.
Sylvie postanawia na własną rękę dociec, kto za tym stoi.
Jej przekonanie pogłębia się po następnym „zamachu”. Dziewczyna obawia się, że
następną ofiarą może być jej siostra. Jest w stanie zrobić wszystko, by
zapobiec kolejnym morderstwom. Czy jej się to uda? Czy Sylvie dojdzie do
prawdy? A co jeśli zaważy ona na jej życiu? Może mordercą jest ktoś, kogo
bardzo dobrze zna?
„Wejść w zbrodnię” to książka skierowana do czytelnika
nastoletniego, ukierunkowana na jego problemy, choć nie sądzę, by starszy
czytelnik nie był w stanie jej „przyswoić”. Akcja jest szybka, wartka, przenosi
nas z jednego wątku do drugiego, nie dając odpowiedzi na nurtujące pytania zbyt
szybko. Jednym słowem – jest ciekawie. Ale mimo tego, że jest ciekawie, czegoś
mi w niej zabrakło, jakiegoś ognia, mocniejszych wrażeń. Skoro główna bohaterka
ma jakąś moc, jest bowiem w stanie zaglądać w życie innych osób, patrzeć na
świat ich oczami, to fabuła mogłaby nabrać większych kolorów.
Brakowało mi jakiegoś kulminacyjnego momentu, wybuchu,
fajerwerków, zwieńczenia całości. Dostałam bowiem tylko jej namiastkę. Mimo
wszystko nie straciłam na nią czasu. Mimo tych niedociągnięć myślę, że to dobra
książka. Nie genialna, nie porywająca, ale interesująca. Ciekawym zabiegiem
było obdarowanie Sylvie darem lub też przekleństwem – dwojako można na to
patrzeć.
Uważam, że czytelnicy nie będą się przy niej nudzić, ale też
nie zostaną oczarowani. Ale czy zawsze trzeba na to liczyć?
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Bellona.
4/6
wtorek, 2 października 2012
"Wieczna miłość" J.R Ward
Po raz kolejny mogłam spotkać się z Bractwem Czarnego
Sztyletu. W tomie trzecim głównym bohaterem jest Zbhir, najtrudniejszy ze
wszystkich braci i najbardziej niebezpieczny. Jego historia naznaczona
cierpieniami, ukształtowała trudny charakter wampira stworzyła barierę między nim, a resztą świata.
Wydawałoby się, że owa bariera jest nie do pokonania. Ale jak to w życiu bywa,
nie możemy skazywać się na wieczne cierpienie.
Bella, sąsiadka Mary, zostaje porwana przed reduktorów. Na
odsiecz rusza Zbhir ze swoim bratem bliźniakiem. Nikt nie może pojąć dlaczego
Zbhir tak bardzo przejmuje się cywilem. Jego opętańcze pragnienie odszukania
kobiety staje się powoli obsesją. Gdy w końcu mu się udaje, Bella okazuje mu
swoje względy, ze wszystkich sił próbując zbliżyć się do niedostępnego wampira.
On jednak nie może pojąć, dlaczego Bella chce właśnie jego. Czas, który spędził
u Posiadaczki wytworzył w nim mur. Mur tak silny, że nawet Bella nie jest w
stanie go pokonać.
W Zbhirze zachodzą jednak zmiany. Powolne, ale sukcesywne.
Najmroczniejszy z braci bowiem stracił głowę i zakochał się. Miłość ta przeraża
go i fascynuje. Chwile spędzone z Bellą są dla niego lekiem i balsamem na
strapioną duszę. Ale czy ta miłość jest w stanie pokonać ciemność wspomnień?
Czy Belli uda się „nawrócić” Zbhira?
Pani Ward znowu serwuje nam dawkę szaleńczych przygód,
nieokiełznaną wędrówkę w głąb mrocznych umysłów. Opowieść o miłości i walce w
imię lojalności i więzów, które nie koniecznie łączą się przez krew. Seria o
braciach podbija miliony serc i będzie podbijać je dalej ze względu na
oryginalność w prowadzeniu akcji oraz nieszablonowym motywom.
W tej części można przyjrzeć się Zbhirowi. Fascynował mnie
od samego początku. Ale w poprzednich częściach nie rozumiałam jego zachować.
Po trzecim tomie w końcu wiem, jak trudna i jak bolesna była jego historia nim
trafił do Bractwa. To, co mu się przydarzyło, wywarło niesamowicie mocny wpływ
na to, kim stał się później. Na szczęście nie ma takiej siły, która oparłaby
się miłości i serce Zbhira w końcu zaczyna bić ze wzmożoną siłą. Co do Belli –
nie byłam w stanie wyrobić sobie o niej zdania, aż do tego momentu. Podziwiałam
jej wolę walki o Zbhira. Nie poddawała się nawet wtedy, kiedy wydawało się, że
walka jest bezsensowna. Pasują do siebie idealnie.
Autorka wrzuca nas w wir wojny. Reduktorzy rosną w siłę.
Coraz mocniej atakują, zadając ciężkie rany. Bracia muszą sprostać zadaniom,
które coraz silniej ciążą im na sercach. Czy uda im się pokonać wroga? Czy
odzyskają upragniony spokój?
Tego nie wiem, wiem jednak, że w każdym tomie możemy
obserwować jak nadzieja wzrasta. Jak mocna jest ich wiara nie tylko w siebie,
ale i w swoją misję. I co najważniejsze – odnajdujemy tutaj siłę, tę pochodzącą
nie z mięśni, ale z serca. Kolejny, świetny tom!
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograf II
6/6
Subskrybuj:
Posty (Atom)