sobota, 28 lipca 2012

"Czarny brylant" Candace Camp


Powieści historyczne z zarysowanym romansem w tle coraz częściej mi się podobają. Może jest to zasługa tego, że wybieram autorki, które zyskały nie tylko popularność, ale również grono fanów dzięki swojej pomysłowości i umiejętnie prowadzonej akcji. Tak samo było tym razem. Candace Camp zaliczam do grona autorek romansów, które będę czytać w ciemno. „Czarny brylant” to pierwsza książka tej autorki, która wpadła mi w ręce. I choć z początku zachwyciłam się cudowną okładką to później zafascynowała mnie sama fabuła.

Anglia XIX wieku. Jak wiadomo słynęła z próżnej arystokracji, która w nosie miała wszystko, co się wokół nich działo. Rodzina Morelandów jednak jest całkowicie inna. Każdy jej członków o coś walczy. Niektórzy o wolność dla kobiet i służby, inni o godne życie. Wszyscy jednak są niesamowicie błyskotliwi i inteligentni, a rodzinne dobro stawiają na pierwszym miejscu.

W tej rodzinie właśnie urodziła się Kyria, główna bohaterka książki, którą poznajemy w momencie przygotowywania ślubu swojej siostry, Olivii. Dziewczyna bowiem przejęła wszystkie obowiązki i całą swoją energię poświęciła tylko temu jednemu celowi. Brak czasu dla samej siebie sprawia, że Kyria robi się nieostrożna i pewnego dnia spada z drzewa. Przed bolesnym upadkiem ratuje ją przystojny Rafe, przyjaciel pana młodego. Od tego momentu między tym dwojgiem zaczyna coś iskrzyć.

Jednak coś wisi w powietrzu, a niedługo rodzinny spokój zostanie zburzony. Otóż w noc ślubu Rafe widzi zbliżającego się do posiadłości Morelandów mężczyznę, który nagle zostaje zaatakowany przez innego i śmiertelnie raniony. W rękach ofiary znajduje się zawiniątko. Rafe próbuje dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, ale posłaniec w ostatnich swoich słowach wyjawia, że owo zawiniątko ma trafić w ręce Kyrii. Okazuje się, że jest to piękna rzeźbiona szkatułka z czarnym brylantem. Posiadanie jej przynosi wiele dziwnych i niewyjaśnianych zdarzeń. Kyria wraz z Rafem postanawiają odkryć kto jest darczyńcą szkatułki. Czy uda im się odkryć prawdę? Czy zbliżą się do siebie?

Książka „Czarny brylant” to nie jest romans. To raczej powieść sensacyjna z dużą dawką intrygi i podszyta jedynie wątkiem miłosnym, który w żaden sposób nie jest mdły, ani przytłaczający. Autorka dawkuje czytelnikowi napięcie, by w pewnym momencie zacząć zrzucać na niego lawinę wydarzeń, która nie może zostać wstrzymana. Zaś motyw kryminalistyczny w wydaniu pani Camp nadaje swoistej pikanterii całemu tłu ksiązki.

„Czarny brylant” czyta się niesamowicie szybko, z wypiekami na twarzy, z nadzieją na szybkie poznanie prawdy. Kyria od razu przypadła mi do gustu i wraz z nią przechodziłam fascynację niemożliwie przystojnym Rafem. Cała rodzina Morelandów wzbudziła we mnie ciepłe uczucia i stała się w pewnym momencie bardzo prawdziwa, dzięki swoim charakterom oraz poglądom.

Książkę polecam każdemu, bo każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Duża dawka emocji, wielka intryga, miłość w tle, sceny erotyczne zdecydowanie plus 18 oraz dynamizm postaci – jednym słowem wszystko, co jest w stanie czytelnika zafascynować. Szczerze polecam!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira.

5/6





poniedziałek, 23 lipca 2012

"Kodeks Bracholi" Barney Stinson i Matt Kuhn


Z serialem „Jak poznałem waszą matkę” jestem na bieżąco, toteż wiadomość o pojawieniu się książki Stinsona na rynku od razu wywołała wielki uśmiech na mojej twarzy. Po pierwsze ze względu na to, że Barney zawsze poprawiał mi humor. Po drugie stwierdziłam, że książka ta może być dość ciekawym doświadczeniem.


Artykuł 2 „Brachol zawsze może zrobić coś głupiego, pod warunkiem, że reszta Bracholi zrobi to razem z nim.”

Barney Stinson jest jednym z głównych bohaterów serialu. Odznacza się wieloma rzeczami, między innymi tym, że zawsze chodzi w garniturze i wyrywa każdą laskę, którą uzna za gorącą. Na początku wyjaśniono pojecie brachol oraz zarysowano genezę. Takim sposobem poznaliśmy trochę inną historię Kaina i Abla oraz wojny trojańskiej.

„I wszelkie wygody znajdowały się w ogrodzie. Owoce, woda, towarzystwo. Lecz pewnego dnia  Adam  natknął się na nagą laskę Ewe i zapragnął jej listka oliwnego. I tak Adam udał się z Ewa za jabłoń, aby poznać ją lepiej, zupełnie olewając swojego Brachola – Filipa, który miał bilety na New York Knicks tuż przy parkiecie.”

W dalszej części książki pojawiają się krótkie sentencje, złote myśli, mające na celu ukazanie zachowań bracholi w stosunku do siebie i innych. Barney z sobie znanym wyczuciem i humorem opisuje różne sytuacje, wprawiające czytelnika w rozbawienie. Przy nie jednej z sentencji niemal zadławiłam się ze śmiechu. Niektóre z nich znałam z serialu. Nie zmienia to jednak faktu, że potencjał książki jest ogromny, a fani „Jak poznałem waszą matkę” będą mieli niezły ubaw. Cała książka stylizowana jest na kodeks. Wskazują na to nie tylko „artykułu” ale również zwroty prawnicze.  Ponadto często pojawiają się dopiski do artykułów.

Artykuł 37 „ Brachol nie jest zobligowany do otwierania drzwi przed kimkolwiek. Skoro kobiety mogą mieć swoją własną profesjonalną ligę koszykówki, to mogą też otwierać sobie drzwi. One naprawdę nie są aż takie ciężkie.”

Wielkie brawa należą się za oprawę graficzną. Nie dość, że okładka przyciąga wzrok to i w środku jest dość niekonwencjonalnie.  Boki stron są ciemniejsze, czcionki rozmieszczone symetrycznie, ba, nawet pojawiają się obrazki i tabele. Nic dodać nic ująć.

Artykuł 57 „Brachol nigdy nie ujawnia wyniku wydarzenia sportowego drugiemu Bracholowi, chyba że rzeczony Brachol trzy razy potwierdził, że chce go usłyszeć.”

Humor Stinsona ujawnia się tutaj niemalże w każdym słowie. Jestem niesamowicie ciekawa kolejnych książek z cyklu współpracy Stinson – Kuhn. Z pewnością okażą się strzałem w dziesiątkę tak samo jak „Kodeks Bracholi”. Nie jest to bowiem książka jedynie dla mężczyzn, bo i kobiety znajdą tutaj coś dla siebie. Niekiedy teksty, które je rozśmieszą, niekiedy takie, które ją zjeżą, ale za każdym razem nie będzie mogła powstrzymać się przed uśmiechem. A to już duży sukces. Polecam każdemu - nie tylko bracholom :)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa SQN

5/6

piątek, 13 lipca 2012

"Ludzie z bagien" Edward Lee


Z twórczością Edwarda Lee spotkałam się już przy okazji książki „Sukkub”. Już wtedy wiedziałam, że nie będzie to ostatnia lektura tego autora, którą będę chciała przeczytać. I tak też się stało. Do „Ludzi z bagien” podchodziłam z wielką dozą zainteresowania i ciekawości. Z jednej strony bowiem wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale z drugiej miałam nadzieję, że autor mnie czymś zaskoczy. Jak więc to było?

Przenosimy się do zabitej deskami dziury – Cirk City. Tutaj nic się nie dzieje, wydaje się, że nawet psy nie chcą się tam krzątać. Jedynie policjant Phil czuje się tam jak w prawdziwym domu. Dlaczego? Otóż jest to jego miasto rodzinne. Wyprowadził się stamtąd i zaczął pracę w Wydziale Narkotykowym. Gdy jednak został oskarżony o zamordowanie dziecka podczas akcji, jego kariera przyblakła, a sam Phil został zmuszony do powrotu do Cirk City i objęcia tam stanowiska policjanta.

Jak to bywa z powrotami, żaden nie jest łatwy. Za Philem przychodzą również bolesne wspomnienia związane z byłą ukochaną oraz tajemniczą chatą. Mężczyzna jednak poświęca się swojej pracy a jego zadaniem staje się rozwiązanie grupy narkotykowej – Bagnowych. Ludzi, którzy uprawiają kazirodztwo przez co są zdeformowani i zmutowani.  W momencie gdy Phil odkrywa obdarte ze skóry zwłoki, rozpoczyna się prawdziwe śledztwo i mrożące krew w żyłach poszukiwania zabójcy. Czy uda mu się odnaleźć sprawcę?

Tak samo jak przy „Sukkubie” tak i tutaj przez całą książkę miałam ciarki na rękach i zastanawiałam się, jak autor poprowadzi to wszystko do końca. W sposób bardzo autentyczny i makabryczny jednocześnie przedstawia swoją opowieść, przez co czytelnik wyczuwa w powietrzu tę napiętą atmosferę i pełne lęku oczekiwanie na rozwiązanie zagadki. Książka pełna jest drastycznych opisów, o których się nam nawet nie śniło. Przez połączenie różnych elementów Lee sprawia, że nawet najbardziej obrzydliwe tematy nie pozwalają czytelnikowi odłożyć książki na bok. Zwyczajnie trzeba dotrwać do końca.

Lee przedstawia nam świat całkowicie mroczny, zły do szpiku kości, przepełniony obawami i sekretami, kazirodztwem i strachem – jednak najgorsze w tym wszystkim jest to, że ukazuje  nam ciemną stronę człowieka. Jest to horror, który oscyluje wokół tego, co człowiek może zrobić – nie potwór z szafy, a człowiek, taki jak my. I chyba to jest najbardziej przerażające w tym wszystkim.

„Ludzie z bagien” to książka mocna, dosadna, obrzydliwa, pełna działających na wyobraźnie opisów, stworzona dla ludzi o naprawdę żelaznych nerwach. Podejrzewam, że nie każdy jej podoła, ale miłośnicy gatunku z pewnością znajdą w niej coś dla siebie. Mimo tych wszystkich straszności – szczerze ją polecam, ponieważ Lee pisze niesamowicie przekonywująco, a od jego książek nie sposób się oderwać.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.

5/6

piątek, 6 lipca 2012

"Tomasz alias 12" Patryk Omen


Czasami trudno jest uwolnić się od pewnych nawyków czy też przyzwyczajeń. Jednak schody zaczynają się w momencie, gdy owe nawyki przemieniają się w maniakalne obsesje, od których nie sposób jest uciec. Co można wtedy zrobić? Chyba każdy obsesją ogarnięty zadaje sobie to pytanie. W „Tomasz alias 12” główny bohater cierpi na obsesję względem liczby 12. Dziwne? Cóż…

Więc bohater książki podąża za 12-stką. Widzi ją wszędzie, a jeśli jej nie widzi, to na pewno niedługo ją ujrzy. Maniakalne poszukiwania zawsze kończą się na jego korzyść. Każdy wybór, każda podjęta decyzja podejmowana jest pod sztandarem owej liczby. Bohater podporządkował jej całe swoje życie, jakby dzięki temu oddawał swój los w ręce wyższej siły.

Owa maniakalność powoduje również to, że otoczenie nie dostrzega jego drugiego ja. Latami ukrywał swoją prawdziwą twarz – przed wszystkimi, którzy go znali mniej lub bardziej. Nikt jednak nigdy nie zorientował się, jak bardzo ta maska wdarła się w jego twarz. Bohater znika za swoimi obsesjami, stając się w pewnym momencie całkowicie innym człowiekiem. Obsesyjna 12-stka panuje nad jego życiem. Gdy jednak coś w jego egzystencji się zmienia, a owa maniakalna obsesja przybiera negatywny obraz, wydaje się, że bohater zbacza na całkowicie inne tory. Jak to może się skończyć?

Autor książki idealnie ukazuje postać człowieka, który ogarnięty jest poszukiwaniem liczby 12 – w tym wypadku. Chodzi jednak o to, że główny bohater został narysowany mocno, wyraziście i prawdziwie w swojej osobistej manii. Dzięki temu podczas czytania jesteśmy w stanie w jakiś dziwny sposób utożsamić się z nim, spróbować pojąć dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej, dlaczego też tak obsesyjnie poszukuje owej liczby, wierząc, że jest ona w stanie pomóc mu przezwyciężyć wszystko na tym świecie.

Autor również w autentyczny sposób kreuje świat otaczający bohatera, nadając mu cech otoczenia, które towarzyszy nam, na co dzień. Podkreślając to, wtacza w nas jeszcze mocniejsze i prawdziwsze  odczucia.
Nie jest to jedynie historia o człowieku ogarniętym obsesją. Nie jest to również historia o człowieku, który owej obsesji poddał swoje życie. To również opowieść o swego rodzaju bezkarności i próbie odpowiedzi na pytanie – czy gdyby ktoś zorientował się, co się dzieje z bohaterem, mógłby mu pomóc? Może w pewnym momencie trzeba było wyciągnąć do niego rękę. Każdy z nas zna kogoś, kto takowej pomocy kiedyś potrzebował. Udzieliłeś mu jej? Czy teraz byś udzielił?

Obsesja jest ucieczką od rzeczywistości, ucieczką przed odpowiedzialnością i ucieczką przed karą. A jeśli nie znamy granic, łatwo jest je przekraczać bez nakładania na siebie poczucia winy. A bez poczucia winy stajemy się bezduszni. Kto więc powinien nas tego nauczyć? Rodzina, społeczeństwo? „Tomasz alias 12” to próba odpowiedzi na niektóre z tych pytań. Warto więc ją przeczytać i zadać je samemu sobie.


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.

4.5/6

czwartek, 5 lipca 2012

11 pytań - blogerowa zabawa


Zasady zabawy

1. Każda oznaczona osoba musi odpowiedzieć na 11 pytań przyznanych im przez ich “Tagger” i odpowiedzieć na nie na swoim blogu.
2. Następnie wybiera 11 nowych osób do tagu i podaje je w swoim poście.
3. Utwórz 11 nowych pytań dla osób oznaczonych w tagu i napisz je w tagowym poście.
4. Wymień w swoim poście osoby, które otagowałaś.
5. Nie oznaczaj ponownie osób, które już są oznakowane.

Nie będę tagować więcej, bo chyba wszyscy już udział biorą :)

czekolada biała czy mleczna? biała, uwielbiam xD
Harry Potter czy Zmierzch? Harry, to książka, z którą dorastałam.
spódnica czy spodnie? spodniej, wygodniejsze xD
rower czy rolki? rolki
fantastyka czy kryminał? fantastyka
rock czy pop? rock, całym sercem
zwyczajny lakier czy tipsy? lakier
tymbark czy frugo? frugooo :)
tatuaż czy kolczyk? tatuaż
gitara czy perkusja? gitara
komedia czy horror? zależy od dnia :)

środa, 4 lipca 2012

Wyniki konkursu

Wasze odpowiedzi w wielu przypadkach były naprawdę kreatywne i niesamowicie fajnie się je czytało. Ale wygrać może tylko jedna osoba, choć z całego serca nagrodziłabym was wszystkich.
Żeby dłużej nie przedłużać.



Numer 7 przypadł w udziale Fuzji. Serdecznie gratuluję i proszę o kontakt w sprawie adresu :) Wszystkim wam serdecznie dziękuję za wzięcie udziału. Następnym razem postaram się o więcej nagród :)

wtorek, 3 lipca 2012

"Ostre cięcie" Max Allan Collins


Najpierw serial później książka? Wydaje się to trochę dziwne, ale całkowicie możliwe. Bowiem Max Collins jest autorem nie tylko powieści, ale również scenariuszy – między innymi dla serialu kryminalnego „Zabójcze umysły”, który u nas w Polsce emitowany jest na AXN. Z jednej strony obawiałam się tego, co mogę w książce zastać, z drugiej jednak byłam niesamowicie ciekawa tego, co też autor mógł wymyślić. Czy się zawiodłam?

Jednostka Analiz Behawioralnych to agenci FBI, których zadaniem jest przenikanie w umysły zabójców. JAB ma swojego przewodniczącego, którym jest Aaron Hotnchner, człowiek poważny i niezastąpiony.  Każdy z członków jest inny. Dzięki tej różnorodności nabierają kolorów. Znajdzie się tutaj bowiem agent, który nie zastąpiony jest w walce ręcznej, ale również agentka, która jest niezrównaną matematyczką. Łączy ich praca, dzielą inne rzeczy, ale jako grupa są niezastąpieni.

Tym razem ich zadaniem jest zmierzyć się z mordercą, który atakuje bezdomnych. Później ktoś porywa młodą dziewczynę. Wydawałoby się, że obydwie sprawy całkowicie się różnią i nie mają ze sobą nic wspólnego. Ale to jedynie pozory. JAB odkryje powiązanie między obydwiema sprawami. Bowiem nic nie jest tym, na co wygląda. Agenci będą musieli się wysilić, by dojść do sedna sprawy. Przestępca zaś działa w sposób niezamierzony. Co z tego wyniknie? Czy JAB go znajdą?

Książkę czyta się niesamowicie szybko. Autor wprowadza nas w świat umiejętnie i prosto, a język jakim się posługuje jest, że tak powiem, dostępny dla każdego. Nie ma tutaj górnolotności ani maniery – Collins postawił na jasne i klarowne przesłanie. W książce dominują przemyślenia bohaterów nad sprawą – w formie dialogów. Opisów jest trochę mniej, ale jak już się pojawiają, nie są przesadnie obszerne. Wszystko jest stonowane.

I choć mogłoby się wydawać, że czasami czytając tę książkę, podejrzewamy autora o stosowanie banalnych stwierdzeń, banalnych dialogów, banalnych rozwiązań, o tyle sam finał książki jest dość zaskakujący i z pewnością sprawi, że zaczniecie myśleć o całej powieści zgoła inaczej. Bo nic nie jest tym, na co wygląda. Collins nam to mówi.

Nigdy nie miałam okazji oglądać „Zabójczych umysłów”, jakoś mi się w czasie nie zgrało. Ale książkę przeczytałam bardzo szybko i jestem zadowolona z tego, co Collins nam zaserwował. Powieść bowiem jest wciągająca i pomimo kilku mankamentów całość wypada na plus. Czytelnik dostaje to, czego by chciał – ma ofiary, ma mordercę, ma ludzi, którzy próbują rozwikłać zagadkę i ma napiętą atmosferę, która ze strony na stronę coraz mocniej wtacza się w głowę. Czego chcieć więcej?

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Oficynka.

5/6

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...