czwartek, 29 marca 2012

"Medycyna wokół nas"


Każdy z nas co nie co wie o medycynie, nie tylko tej domowej. Każdy z nas ma swoje sposoby na pozbycie się kataru czy kaszlu. Przykładowo nie znam osoby, która nie spożywa syropu z cebuli. Jest to medykament szeroko znany. Wiem też, że wdychanie rumianku pomaga w leczeniu zatok. Oczywiście można by było tak wymieniać i wymieniać, a przecież nie o to chodzi.

Dostałam świetną okazję do przeczytania książki z Focusa – Medycyna wokół nas. Jest to ciekawy zbiór artykułów mówiących o zagadnieniach związanych z szeroko pojętą medycyną. Dowiedziałam się z niej wielu interesujących rzeczy. Przykładowo w czasie wzrostu ciśnienia mogą nas boleć blizny. Szczegółowo omówiono też problem dopingów dla sportowców, jednak dla mnie osobiście nie było to zbytnio interesujące.

Zaciekawiło mnie coś zgoła innego. Artykuł poświęcony medycynie dla zwierząt. Wiadomo, że niemalże każdy z nas posiada w domu jakiegoś pupila – psa, kota lub świnkę morską. Nie to jest ważne. Z książki tej możecie dowiedzieć się, gdzie powstał pierwszy oddział krwiodawstwa dla zwierząt. Jednak nawet nie to wprawiło mnie w osłupienie. Psom i kotom robi się przeszczepy. Ta informacja niesamowicie mnie, że tak powiem, zszokowała. Nie miałam zielonego pojęcia o takich praktykach. Przeszczepy te przeprowadza się nawet dość często. 80% kotów przeżywa taki zabieg. Niestety, jeśli chodzi o psy, ten współczynnik jest zdecydowanie mniejszy.

Drugim ciekawym zagadnieniem poruszonym w książce są komary. Wszyscy wiemy, jakie są irytujące. Gdy idzie lato, od razu kupujemy wszelkiego rodzaju preparaty, które mogą nas przed nimi uchronić. Potrafimy też zabić je w czasie pobierania przez nich krwi, czym zachęcamy resztę komarów do przylotu. Naukowcy stwierdzili, że jest sposób na pozbycie się tego kłopotu. Trzeba opracować coś, co zatkało by nosy komarom. To dzięki nim są w stanie nas wyczuć i wiedzą, gdzie się kierować. Ciekawe?

Książka jest króciutka, ale bardzo szybko się ją przyswaja. Wprowadza nas w rzeczy, które dla niektórych mogą być znane, dla innych są całkowitą nowością. Ja wiele z niej wyniosłam, wiele też się nauczyłam. Przeczytałam o rzeczach, o których nie miałam pojęcia i o tych, które mogą szokować.

Jednak z czystym sercem mogę polecić ją każdemu. Z pewnością was zainteresuje i sprawi, że spędzicie przy niej miło czas.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

4.5/6

środa, 28 marca 2012

"Afgańcy. Ostatnia wojna imperium" Rodric Braithwaite


„Afgańcy. Ostatnia wojna imperium” to książka, którą trzeba przeczytać. Jako osoba, która urodziła się długo po tych wydarzeniach, nie przykładałam do nich szczególnej wagi, jak pewnie większość z was. My interesujemy się tym, co dzieje się teraz. Tym, że nasze wojska są w Afganistanie, pomagając amerykanom. Tym, że nasi ludzie giną na tej misji. Nie cofamy się w czasie, by zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje. Sama nawet nie wiem do końca jak zrecenzować tę pozycję. Jest trudna.

Autor z wielką precyzją wprowadza nas w ówczesny świat. Początkowo przedstawia historię kraju, ukazując rządzących nim i przedstawiając ich sylwetki na historycznym tle. Od razu odnosi się wrażenie, że przygotował się do zadania. Cytuje wiele książek oraz ludzi, co dodatkowo potęguje w nas uczucie autentyczności.

Następnie przenosi nas w ogarnięty wojną kraj, gdzie wielkie mocarstwa pokazują swoją władzę. Rosja zaczyna okupować Afganistan, ówczesny władca ginie broniąc swój kraj, a mieszkańcy zmuszeni są do życia pod okupacją. Brzmi dość znajomo, prawda? Miałam dokładnie takie same myśli. Od razu przed oczami stanęła mi obecna sytuacja Afganistanu. Mimo że minęło 30 lat od tamtych wydarzeń, teraz znowu stanęli przed identyczną sytuacją. Jedynie miejsce Rosji zajęły Stany Zjednoczone.

Na końcu autor przedstawia nam wojnę oczami żołnierzy. Co czują, jak ją widzą. Jest to ciekawy zabieg, ponieważ chwyta czytelnika za serce, zmusza do refleksji, do zastanowienia się nad sobą i swoim miejscem. My żyjemy we względnie wolnym kraju, oni nie. Musieli walczyć. Mimo wszystko wiele nas łączy.
„Afgańcy. Ostatnia wojna imperium” to książka napisana wręcz z chirurgiczną precyzją.


„Fascynujące. Każda strona wygląda jak ostrzeżenie dla obecnych okupantów Afganistanu”.
Tariq Ali, „London Review of Books”

Trudno się nie zgodzić z powyższym cytatem. Autor wnikliwie ukazuje nam realia świata oblężonego wojną, pokazując jednocześnie spojrzenie zwykłych ludzi. Stajemy się świadkami czegoś całkowicie niesamowitego, ale i niewiarygodnie smutnego. Wojna zawsze niesie ze sobą złe skutki.

Uważam, że wielu powinno tę książkę przeczytać. Spróbować postawić się w położeniu żołnierzy, którzy musieli walczyć. Spojrzeć na wszystko jako na większy obraz – tamta wojna nie wiele różni się od tego, co dzieje się teraz. Musimy posuwać się do tak drastycznych środków?

Z historii wiemy, że okupacja niesie ze sobą tragiczne skutki. Ludzkość jednak nie potrafi uczyć się na błędach naszych przodków i popełnia je co rusz.
Nie pozostaje nam nic więcej, jak próbować zrozumieć to, co się wokół nas dzieje, a książka Rodrica Brithewaite’a może nam w tym pomóc.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

5/6

"Spotkanie z utratą" Wiesława Kurpiewska i "Zapiski dni i nocy" Mateusz Pieniążek


Nie wiem czy wiecie, ale pisanie recenzji poezji jest rzeczą niesamowicie trudną. Pod wieloma względami. Poeci zachodzą nam za skórę metaforami i pięknymi banałami ubranymi w niewyblakłe jeszcze słowa. Znaleźć je pośród morza całej reszty jest niesamowicie trudno. Robię to pierwszy raz. Wybaczcie więc lakoniczność.

„Spotkanie z utratą” Wiesławy Kurpiewskiej jawi mi się jako tomik nostalgiczny, pełen wewnętrznych rozedrgań nie tylko nad egzystencją człowieka, ale i jego miejscem w otaczającym nas świecie. W wielu wierszach wymienionej wyżej pani przebija swego rodzaju smutek – czasami przyćmiony delikatnym promykiem nadziei, czasami wybrzuszony niemalże do granic wytrzymałości. Nie jest to jednak wada tomiku, wręcz przeciwnie, im trudniej jest poecie, tym łatwiej jest czytelnikowi wczuć się w podmiot liryczny. Szczególne wrażenie zrobił na mnie wiersz Epilog. Stał się dla mnie nawet czymś w rodzaju kwintesencji tomiku, jakby poetka zawarła w nim część czegoś większego, która jest w każdym innym wierszu, ale w pomniejszonej wersji.

„Szukając formy,
Znajduję puste kartki i obce rozstajne drogi.”

Jak dla mnie autorka powiedziała nam, że mimo trudnej części do przejścia w naszym życiu, mimo przeszkód, które nas spotykają, gdzieś w środku nas poszukujemy dobra. Tomik Wiesławy Kurpiewskiej jest ciekawą lekturą na chłodne wieczory, kiedy potrzebujemy czasami zastanowić się nad tym, co nas otacza.

Drugim tomikiem są „Zapiski dni i nocy” Mateusza Pieniążka. Zawsze lepiej przyswajałam poezję kobiecą, mogłam się z nią utożsamić i wczuć w sytuację podmiotu lirycznego głupio myśląc, że skoro i ja jestem kobietą z łatwością rozpoznam o co w wierszu chodzi. Moje myślenie w końcu zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wiersze Pieniążka jest mocne, kontrastowo zestawione z tomikiem Kurpiewskiej. U Pieniążka zamiast nostalgii mamy siłę, pewność siebie, realne spojrzenie na świat. Zupełnie jakby autor chciał nam powiedzieć, że codzienność się liczy, nie marzenia. Z jednej strony jest to dość ciekawy zabieg, skłaniający nas do myślenia, z drugiej zaś kłóci się ze spojrzeniem na współczesną poetykę. Muszę nadmienić, że Pieniążek ciekawie bawi się formą wierszy, co dodatkowo sprawia, że jego tomik jest interesujący.

„Koniecznie musisz zobaczyć oczy, uszy i noc wiersza
Jego całość dotkniętą światłem zachwytu
Koniecznie musisz otworzyć drzwi swojej głowy
Mówią ci o tym szepty i głosy.”

Cytat z wiersza Szepty i głosy w pewien sposób pokazuje nam autora, jego odczucia i myśli, jego dążenie do upragnionego celu, jego spojrzenie na poezję. Pieniążek umiejętnie prowadzi nas w głąb człowieka.
Obydwa tomiki są ciekawą propozycją nie tylko dla tych, którzy poezję czytują, ale i dla laików. Myślę, że każdy znajdzie w nich coś dla siebie.

Za uprzejmość przeczytania obydwu książek dziękuję Wydawnictwu Miniatury oraz portalowi Sztukater.

4/6

poniedziałek, 26 marca 2012

"Dundzia, Panek i przyjaciele" Grażyna Strumiłło-Miłosz


To moje pierwsze spotkanie z twórczością Grażyny Strumiłło-Miłosz, ale z pewnością ciekawe i zachęcające do kolejnych. Z tego, co wyczytałam, jej książki dla dzieci cieszą się niesłabnącym powodzeniem, co, osobiście, nie jest dla mnie zaskoczeniem. Po lekturze „Dundzi, Panka i przyjaciół” całkowicie przekonałam się do jej pisania i z miłą chęcią zapoznałabym się z jej innymi książkami.

Takim o to sposobem trafiamy do lecznicy, „Pod Dębami”, w której mieszka weterynarz wraz z dwójką swoich dzieci – Anią i Jędrkiem. Powszechnie wiadomo, że mężczyzna nie odmawia leczenia żadnego zwierzaka, wręcz przeciwnie, chce nieść pomoc jak najczęściej. To samą wspaniałą cechę przejęły po nim dzieci, które nie mogą obojętnie przejść obok cierpiącego zwierzęcia i z równą chęcią i ochotą niosą pomoc czworonożnym przyjacielem. Pewnego dnia, pod dach lecznicy trafia warchlaczek Dundzia, co rozpoczyna serię ciekawych i czasami niebezpiecznych wydarzeń.

Dundzia zaczyna przyjaźnić się ze szczeniakami, Bolkiem Lolokiem. Bocian Panka pała sympatią do kota Kropka. Każdy zwierzak czuje się w lecznicy jak w domu, nie stwarzając konfliktów. Wolą żyć ze sobą w zgodzie, pomagając sobie nawzajem. Takim oto sposobem powstaje swego rodzaju niesamowita paczka przyjaciół, do której dołącza udomowiona kawka Kasia, wiewiórka Duszka czy też jamnik Łobuz. Razem z dziećmi bawią się i psocą, ale gdy trzeba, pomagają sobie w tarapatach.

„Dundzia, Panek i przyjaciele” to niesamowicie ciepła opowieść o sile przyjaźni – nie tylko tej między człowiekiem. Szczególnie autorka nacisk kładzie na uzmysłowienie najmłodszym czytelnikom, że istnieje również przyjaźń między człowiekiem, a zwierzęciem. I nie powinno się krzywdzić niewinnych czworonogów, a wręcz przeciwnie, pomagać im i stwarzać ciepłe domostwo.

Książka jest idealna dla dzieci, które zaczynają rozumieć mechanizmy działające w świecie. Dzięki niej mogą się uwrażliwić i w pełnej okazałości zrozumieć, że krzywda jest zła. Zwierzęta występujące w opowieści są nie tylko zwierzętami – pełnią też rolę swego rodzaju symbolu. Stają się dla Ani i Jędrka przyjacielami, z którymi przeżywają niesamowite przygody, z których zawsze wychodzą cało, dzięki miłości, która między nimi istnieje.

„Dundzia, Panek i przyjaciele” to świetna książka, która sprawi, że dziecko przeniesie się w piękny świat przyrody, poznając w nim wszystko to, co powinno. Grażyna Strumiłło-Miłosz stworzyła obraz trafiający do dzieci w dobrym czasie, w odpowiednim wieku. Czasie, w którym zaczynają powoli dorastać i rozumieć, że ich czyny mogą skrzywdzić niewinne zwierzęta. Zrozumienie tego, jest pierwszą drogą do uwolnienia w sobie wielkich pokładów nie tylko miłości, ale i niesienia pomocy.

A przecież każdy z nas nie lubi patrzeć na cierpienia. Książkę szczerze polecam wszystkim. Rodzicom, którzy mogą w swoich dzieciach zaszczepić wrażliwość. Dzieciom, którzy mogą wzniecić w sobie chęć pomocy. Bo wszyscy znajdziemy w niej coś dla siebie.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

5/6

niedziela, 25 marca 2012

"Najpiękniejsze bajki świata"


„Najpiękniejsze bajki świata” przeczytałam z myślą mojej niespełna trzyletniej chrześnicy, która zakochana jest w Roszpunce. Jako że sama też lubię zaczytywać się w bajkach, to stwierdziłam, że będzie to ciekawa przygoda i dla mnie.

Książeczka jest niesamowita. Możemy poczytać w niej historię dobrze nam znane z naszego dzieciństwa. Pojawia się w niej nie tylko Roszpunka, ale także Piękna i Bestia oraz Śpiąca Królewna. Opowieści, które rozpalały nasze serca, sprawiały, że chcieliśmy stać się księżniczką lub księciem zostały zebrane w przepięknej oprawie.

Ja przepadłam. Na długo zapomniałam o tym, co działo się z Piękną i Bestią, całkowicie podporządkowując swoje myślenie o tej bajce względem filmowej animacji Disneya. Teraz miałam okazję przypomnieć sobie, że to wcale tak nie było. Sprawa tyczy się tak samo Roszpunki. Każdy z nas z pewnością pamięta o jej przepięknych, długich włosach, które stały się jej znakiem rozpoznawczym. Pamiętamy też złą czarownicę, która wygnała Roszpunkę na pustkowie, ale miłość jej i księcia była tak wielka, że w końcu się odnaleźli. A Śpiąca Królewna i rzucona na nią klątwa? Sto lat czekała na pocałunek prawdziwej miłości, ten, który obudzi ją ze snu i sprawi, że wróci do świata.

Przeniesienie się w czasie do lat dzieciństwa jest niesamowitą przygodą. Nie ważne, czy mamy dwadzieścia czy czterdzieści lat. Przypomnienie sobie tych uczuć, które towarzyszyły nam przy poznawaniu bajek jest czymś niesamowitym i wartym ponownego przeżycia.

Wielką zaletą książki jest oprawa graficzna. Nie tylko urzekają nas w niej opowiedziane historie, ale też ilustracje. Każda wykonana z wielkim kunsztem, pełne barw i życia z pewnością sprawią, że estetyczne odczucia zostaną zaspokojone w całości.

„Najpiękniejsze bajki świata” mogę polecić nie tylko jako prezent dla córki, syna, chrześniaka czy dziecka przyjaciela. Nie tylko maluszki znajdą w niej coś dla siebie. Bajki opowiadają nam o sile dobra. O tym, że mimo wszystko zło jest na przegranej pozycji. Uczy nas uniwersalnych wartości moralnych, o których powinniśmy pamiętać nie tylko jako małe dzieci, ale i dorośli, którzy uczą życia. Cofnijmy się trochę w czasie – bądźmy elastyczni. Dajmy ponieść się wyobraźni. A bajka przecież jest do tego najlepszą drogą.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

6/6

czwartek, 22 marca 2012

"Mężczyzna z lasu" Scott Spencer


„Spacer przez las, krok za krokiem, noga za nogą. Cóż może by bardziej podstawowego? Jest jak oddychanie – wciąganie powietrza przez nos i wypuszczenie ustami, smakowanie łaskoczącego dotyku własnej śmiertelności przepływającej między wargami niczym strumień ponad głazem. Żyjemy na dnie powietrznego morza, do którego przystosowaliśmy się jak ryba do wody.” Str. 79

Nigdy nie miałam okazji zapoznać się z twórczością Scotta Spencera. O tyle chętnie sięgnęłam po książkę, gdyż opisywana jest jako thriller psychologiczny, a od czasu do czasu lubię zagłębić się w umysł bohaterów, poznać ich psychikę, motory działań. Oderwać się od książek lekkich, humorystycznych albo fantastycznych.
W książce „Mężczyzna z lasu” splatają się losy dwóch obcych sobie mężczyzn. Pierwszy z nich, Will Cliff jest zastraszony. Ucieka przed długami, które narobił, myśląc, że na ogonie siedzą mu ludzie chcący odzyskać swoje pieniądze. Towarzyszy mu kundel, Woody. Will cały czas ogląda się za siebie, czując oddech przeznaczenia na swoim karku. Skulił się w sobie, a swoją złość i frustracje wyładowuje na niewinnym psie.

Drugi mężczyzna, główny bohater książki, to Paul. Trudne dzieciństwo odbiło się na jego duszy, która powoli zaczęła się goić gdy poznał Kate Ellis i jej córkę, Ruby. Obydwie sprawiły, że Paul zaczął zauważać jasne strony życia, a przeszłość zaczęła niknąć we wspomnieach, które zastąpione zostały nowymi. Paula i Kate wiele łączy. Ona tak samo ma za sobą burzliwe przejścia, wyszła z alkoholizmu i teraz pomaga innym ludziom. Pewnego dnia Paul wraca do domu i na swojej drodze spotyka Willa, który bije psa. W mężczyźnie budzi się chęć pomocy zwierzęciu, rzuca się więc na Willa i dochodzi do bójki.  Will umiera, a Paul zabiera ze sobą psa. Wydarzenie to rzuci cień na jego spokojną dotąd egzystencję. Czy Paul sobie z tym poradzi? Czy opowie Kate o zajściu?

„Mężczyzna z lasu” mnie trochę rozczarował. Spodziewałam się thrillera psychologicznego, a dostałam coś zgoła innego. Psychologia jest obecna, owszem. W dość dużej dawce. Możemy wniknąć w psychikę Paula i widzieć świat jego oczami. Ale thrillera tutaj nie ma ani trochę. Bardziej powieść obyczajowa, wielowątkowa. Właśnie to jest drugi zarzut. Zbyt dużo wątków nie jest dobrych dla książki. Wydaję mi się, że Spencer trochę przedobrzył, zamiast skupić się bardziej na wątku głównym.

Nie mogę jednak nie przyznać, że powieść napisana jest językiem przystępnym, łatwym, co sprawia, że przyjemnie się ją czyta. Postacie są odczuwalne. Autor nakreślił ich pewną kreską, dzięki czemu stają się nam bliżsi. Najbardziej Paul, który nie jest typem mordercy, ale dopuścił się zbrodni, która na zawsze wryje się w jego psychikę. Możemy obserwować jak zmaga się sam ze sobą, swoimi odczuciami.

„Mężczyzna z lasu” to opowieść o poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania. Paul znalazł się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze. Coś w nim przeskoczyło. Coś się stało. A teraz musi żyć z myślą, która nie jednego powaliła by na kolana. Książka ta jest obrazem psychologicznym człowieka, który zostaje wyrwany ze spokojnej stagnacji egzystencji. Niektórzy znajdą w tym coś dla siebie, inni nie znajdą nic. Od was zależy, czy chcecie się w to zagłębić.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

3/6

środa, 21 marca 2012

"Dopóki mamy twarze" C.S Lewis


Sami dla siebie jesteśmy zagadką. Potrafimy kochać do ostatniego tchu, albo też zniszczyć kogoś, kto jest nam bliski. Czasami stajemy się bestiami, czasami jednak pozostajemy w zgodzie z naturą. Kim jest Orual?

W krainie Glome mieszkają dwie księżniczki – jedna z nich, Rediwal, jest pięknością, za którą ogląda się każdy mężczyzna. Druga, Orual, jest niesamowicie szpetna, o czym nie omieszkuje przypominać jej ojciec, Król. Ich matka zmarła dawno temu, a królestwo potrzebuje dziedzica tronu. Król pojmuje więc kolejną kobietę za żonę, która zamiast syna, daje mu kolejną córkę. Najpiękniejszą ze wszystkich. Mała Istra( z greckiego Psyche) według mieszkańców krainy jest ucieleśnieniem bogów, jakby zstąpiła na ziemię w śmiertelnej powłoce. Orual pokochała małą od pierwszego wejrzenia i wraz z Lisem, jej nauczycielem i niewolnikiem greckim, opiekuje się Istrą, jakby była jej własnym dzieckiem.

Gdy na krainę spadają plagi – głód, zarazy, susza – do zamku przybywają kapłani ze świątyni Ungit twierdząc, że bogowie pragną mieć Istre u siebie, a Król musi złożyć ją w ofierze, by uratować swój lud. Wszyscy na to przystają oprócz Orual i Lisa. Tylko oni próbują powstrzymać tragedię, która nadchodzi bardzo szybko. Co się stanie z Istrą? Czy Orual ją uratuje? Czy w kraju zapanuje harmonia?
Jestem zachwycona książką Lewisa. Oczarował mnie od pierwszego zdania do ostatniego. Widać tutaj jego kunszt i umiejętność prowadzenia fabuły. Opisy oraz dialogi idealnie harmonizowały się z całym tłem opowieści, powodując chęć przesunięcia kolejnych kartek.

Na samym koncu książki doczytałam, że autor od dawna myślał o tej historii, kiełkowała w nim, aż pewnego dnia wybuchła. Wspomniane greckie imię Istry nie jest przypadkowe. Przypomnijcie sobie z mitologii co stało się z piękną Psyche? Lewis, moim zdaniem, cudownie wplótł wątek z mitologii w swoją opowieść, tworząc coś niesamowicie magicznego i odrealnionego, ale z drugiej strony mówiącego o uniwersalnych wartościach, które każdy człowiek powinien w sobie posiadać.

Co do postaci – szczerze nienawidziłam Króla. Od początku przedstawiony był jako bezwzględny i bezduszny, szczególnie w stosunku do brzydszej córki. Za to miłością szczerą darzyłam Lisa. Stary, mądry mężczyzna, który nauczał córki Króla, a jedną z nich pokochał, jakby była jego własnym dzieckiem. Jego mądrość wiele razy powinna zostać doceniona bardziej. Sama Orual wzbudzała we mnie mieszane uczucia. Z początku ją lubiłam, później straciła w moich oczach, później znowu zyskała. Jest postacią zdecydowanie dynamiczną, zmieniającą się z każdą stroną, co jest plusem powieści.

„Dopóki mamy twarze” to dzieło, które powinno znaleźć się na półce każdego fana Lewisa, ale nie tylko. Bo to historia o nas samych, o poszukiwaniu siebie, o podróżach w głąb duszy i o wielkiej, nieograniczonej miłości. Można by powiedzieć miłości siostrzanej, ale też matczynej, bo Orual stała się dla Istry kimś więcej niż siostrą. To opowieść przepełnioną mądrością, ale też zgubą. Każdy, kto po nią sięgnie, nie powinien czuć się zawiedziony.

Lewis po raz kolejny pokazał nam, że jest pisarzem znakomitym. Ja przepadłam w świecie Glome. Może i ty chciałbyś?

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Esprit.

6/6

poniedziałek, 19 marca 2012

"Namibia. Kobieta na krańcu świata" Martyna Wojciechowska

Wiemy, że istnieją miejsca całkowicie różniące się od tych, które sami zamieszkujemy. Miejsca, gdzie inaczej definiuje się rodzinę czy też małżeństwo. Miejsca, gdzie coś, co dla nas jest niewyobrażalne, tam zdaje się być na porządku dziennym. I własnie takie miejsca najczęściej stają się obiektem naszych zainteresowań.

Martyna Wojciechowska w króciutkiej książce opisuje nam Namibię, kraj z pięknymi krajobrazami i ciekawą historią do opowiedzenia. Na samym początku dostajemy umiarkowaną dawkę wiedzy. Wyczytałam, że w Namibii niesamowicie dobrze smakuje mięso antylop. Są rzeczy, o których zwyczajnie nie mamy zielonego pojęcia, bo nas nie dotyczą. Tam inaczej życie płynie.

Książka okraszona jest zdjęciami ciekawych miejsc. Szczególnie moją uwagę przykuło Szkieletowe Wybrzeże. Nazwane tak po tym, że dużo statków rozbijało się w danym miejscu, a szczątki i jego i załogi zostały. My w Polsce mamy swój kościół z czaszek, Namibia ma Szkieletowe Wybrzeże.

Jednak Martyna Wojciechowska nie tylko to chciała nam pokazać. W głównej mierze książka opiera się na opowieści o młodej dziewczynie, która zostaje przez rodziców wydana za mąż. Co może się nam wydać dziwne - przyjmuje swój los z pokorą. Europejczycy na ogół nie są w stanie zrozumieć mechanizmów myślenia plemion, w których "sprzedaż" własnych córek jest na porządku dziennym. Aranżowane małżeństwa, oddawanie dzieci za bydło. My wierzymy w historię pełne miłości i romantyzmu. Ludzie z Namibii nie.

Dziewczyna mimo miłości do innego, musi przyjąć swój los, bo tak to już jest. Nie ona pierwsza i nie ostatnia zostaje postawiona przed taką sytuacją. Martyna Wojciechowska pokazuje nam jak bardzo ich świat różni się od naszego.

Książka mimo tego, że długością nie grzeszy, jest niesamowicie przyjemną i pouczającą lekturą. Możemy wyczytać z niej informacje nie tylko czysto turystyczne, ale też zapoznać się z odczuciami mieszkańców, poznać ich życie "od kuchni" oraz w jakiś sposób spróbować zrozumieć ich świat.

Z czystym sumieniem polecam :)

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater

5/6

piątek, 16 marca 2012

"Części intymne" Izabela Sowa


Sama nie wiem czego spodziewałam się po tej lekturze. Izabela Sowa debiutantką nie jest i dorobiła się kilku ciekawych pozycji. Do „Części intymnych” podchodziłam z lekkim dystansem.

Głównym bohaterem książki jest Janusz, pisarz z dorobkiem literackim, który ma już grono fanów. Zaczął pisać przez całkowity przypadek, mianowicie zakład. Jak widać, tak zwyczajne rzeczy mogą wiele zmienić w naszym życiu, ba, nawet wyprowadzić nas z biedy na wyżyny społeczeństwa. Tak o to Janusz, człowiek, który nie wychodzi z domu, nie spotyka się z przyjaciółmi, wiedzie spokojną, monotonną egzystencję w swoim małym, zamkniętym światku, dostaje propozycje podróży od swojego agenta i musi szybko zdecydować się, co zrobić. Wiadomo, pieniądze kuszą, ale Janusz nie chce opuszczać swojego spokojnego gniazdka. To bohater jego książek jest człowiekiem pewnym siebie, zdobywającym nowe doświadczenia. W końcu jednak mężczyzna decyduje się na ten krok.

Trasa promująca go sprawia, że zaczyna zastanawiać się nad samym sobą. Poznaje nowych ludzi, którzy czytają jego książki. Poznaje ich historię i świat, w którym żyją. Ich skrajne opowieści sprawiają, że Janusz otwiera się sam przed sobą. Widzi, że przed nim stoją możliwości. Wcześniej pisywał o podróżach, teraz sam ją przeżywa. Mimo wszystko nadal nie widzi piękna życia, pogrążony w szarej, pustej rzeczywistości i prozie codzienności. Co się stanie z Januszem? Jak uda mu się trasa?

„Części intymne” czytałam z wielką dozą sceptycyzmu. I raczej nie zawiodłam się na własnych myślach. Książka mnie nie porwała, spodziewałam się chyba zbyt wiele. Za dużo opinii przeczytałam i za dużo myślałam. To całkowicie moja wina. Autorka miała zamiar przenieść nas do bezwzględnego w pewnym sensie świata pisarza i wydawnictwa, jednak nie do końca się to chyba udało.

Mimo humoru i lekkiej ironii, którą broni tę książkę w moich oczach, nie znalazłam w niej czegoś, co zafascynowałoby mnie od początku do końca. Miałam nadzieję, ze Janusz otworzy się na swoich czytelników. Że ta podróż stanie się nie tylko przygodą fizyczną ale i psychicznie sprawi, że Janusz stanie się innym człowiekiem. Liczyłam na jakieś bum. Nie dostałam tego.

Nie mogę jednak nie oddać autorce umiejętności prowadzenia swojego pióra. Książka jest napisana z wielką dbałością o opisy i dialogi, słownictwo jest bogate, a samą treść czyta się dość szybko. Po prostu to mój osobisty gust sprawił, że nie przypadła mi do gustu.

„Części intymne” to wizyta w rzeczywistości. Lubimy czytać o ludziach, którzy coś osiągnęli, a zamknięty świat pisarzy staje się tajemnicą, którą warto odkryć. Izabela Sowa pokazuje nam, że owy świat wcale nie jest tak barwny, jak mogłoby się wydawać, a poczytny autor w tym wypadku to jedynie bierny statysta. Życie Janusza pozbawione jest kolorów. Czarno-biała codzienności zdaje się mu odpowiadać. Dopiero konfrontacja z prawdziwym światem pokazuje mu, że okrutnie jest „na zewnątrz”.

 Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

3/6

wtorek, 13 marca 2012

"Niemożliwe" Nancy Werlin


Autorka książki, którą miałam przyjemność przeczytać, w posłowiu mówi o tym, skąd wziął się pomysł na „Niemożliwe”. Zasłyszana kiedyś piosenka Targ w Scarborough stała się inspiracją, na której luźno oparła swoją powieść. Wydaję mi się, że to ciekawy zabieg, ale o tym za chwilę.

Lucy jest siedemnastoletnią dziewczyną, wychowywaną przez przybranych rodziców – Soledad i Leo. Trafiła do nich przez przypadek, gdy jej biologiczna matka, Miranda, wybrała małżeństwo, by opiekowali się Lucy, ponieważ ona nie będzie mogła. Okazało się, że na rodzinie Mirandy i Lucy ciąży klątwa. Kobieta z tego rodu w wieku siedemnastu lat rodzi córkę, po czym staje się wariatką. Miranda wiedziała, że to samo przydarzy się i jej. Nie chciała, by Lucy trafiła do domu, którego nie zna, a Soledad i Leo od dawna starali się o dziecko. Zgodzili się ochoczo i wychowywali Lucy jak własną córkę.

Niedługo odbędzie się bal – niesamowicie ważna sprawa dla każdej dziewczyny. Do domu Soledad i Leo przyjeżdża Zach, przyjaciel rodziny, młody student, który zawsze służył im pomocą. Lucy szykuje się na bal, na który ma zamiar pojechać z jednym z chłopców z jej szkoły. Na nieszczęście w tę cudowną noc, chłopak gwałci ją, po czym powoduje wypadek, w którym umiera. Krótko po tym zdarzeniu Lucy dowiaduje się, że jest w ciąży. Wszyscy są załamani i nie wiedzą, co robić. W tym czasie wielką opoką dla dziewczyny staje się Zach – nie odstępuje jej na krok i pomaga we wszystkim, czym tylko może. Niebawem Lucy dowiaduje się o klątwie i trzech zadaniach, które musi spełnić, by nie zwariować tuż po porodzie, tak jak Miranda. Dziewczyna postanawia im sprostać. Ale czy jest w stanie uszyć magiczną koszulę bez szwów? O tym przekonacie się czytając powieść.

Szczerze mówiąc jest to lektura z tych lekkich pozycji, przy których nie trzeba się zbytnio wysilać. Nie powiem jednak, że nie sprawiło mi przyjemności zatopienie się w historii Lucy. Uważam, że książka „Niemożliwe” idealnie sprawdzi się na chłodny wieczór, przy szklance gorącej herbaty. Wcześniej wspominałam o piosence. Jej słowa towarzyszą nam przez całą lekturę. Autorka umiejętnie wplątała ją w sieć zagmatwanej klątwy, ciążącej na kobietach z rodu Scarborough.

Najbardziej ze wszystkich polubiłam Zacha. Chłopak, mimo że niespełna dwudziestoletni, szybko stanął na wysokości zadania i nie przeraził się ciążą Lucy. Wręcz przeciwnie, stał się dla nie kimś w rodzaju bezpiecznej przystani. Ze wszystkich sił starał się jej pomóc w wypełnianiu zadań oraz codziennych, domowych pracach. Niesamowicie zaradny i opiekuńczy, szaleńczo w niej zakochany. Zach to mężczyzna, którego każda kobieta chciałaby mieć przy sobie.

„Niemożliwe” to lektura z pogranicza romansu i fantasy, z nutką akcji. Zabrakło mi w niej jednak większej dbałości o samo sedno fabuły. Gdy czytałam o zadaniach, przed którymi stanęła Lucy, chciałam, by autorka bardziej je opisała. Zawiodłam się przy tym i poczułam trochę oszukana. Za szybko się to rozwiązało, za szybko doszło do końca.

Nancy Werlin pokazała nam kilka ważnych prawd, choć może trochę banalnie ubranych. Nie ważne kto nas urodził, ważne kto wychował. Miłość jest magiczną siłą, która pokonuje wszystko. Matka zawsze kocha swoje dziecko. Przyjaźń i zaufanie są podstawami relacji międzyludzkich. Zrozumienie jest ważną częścią naszego życia. Mimo że książka ta zdecydowanie bardziej trafi do młodzieży niż dorosłych, to rzeczą godną zauważenia jest właśnie poruszanie przez autorkę owych prawd. Dzięki temu lektura nabiera rumieńców, a my sami zapominamy o tym, że mamy już ileś tam lat i znowu możemy przenieść się w trochę baśniowy świat, w którym wszystko jest jednak… możliwe.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

4.5/6

poniedziałek, 12 marca 2012

"Wszystko dla niej" Diana Palmer


Czasami trudno nam jest się przełamać do okazania uczuć. Czasami jeszcze trudniej jest ich nie okazywać. Miłość jest walką, wieczną walką o wszystko, co możemy dać i wziąć. Jeszcze ciężej jest, gdy nad głowami zakochanych zbierają się burzowe chmury. Czy uczucie może to zwalczyć? O tym jest książka „Wszystko dla niej” Diany Palmer.

Tippy Moore to modelka, która próbuje swoich sił na planie filmowym. Jej życie nie było usłane różami. Ma za sobą trudną i bardzo burzliwą przeszłość, która zostawiła swoje piętno na jej duszy. Jako wzięta modelka zarabia duże pieniądze, z których utrzymuje nie tylko siebie, ale i dużo młodszego brata, uczącego się w szkole wojskowej.  Tippy podczas kręcenia filmu poznaje przystojnego komendanta z Jacksonville, Casha Griera. Z początku między nimi rodzi się jedynie napięcie, które podczas świąt zdaje się buchać już sporym ogniem.

Tych dwoje łączy wiele. Obydwoje noszą w sobie niezabliźnione rany, które odżywają w najmniej oczekiwanym momencie. Obydwoje też muszą uporać się z własną przeszłością, by móc dalej żyć. Przeszłość Tippy zdaje się podążać za nią krok w krok. Pewne wydarzenie rozdziela ich. Ale gdy Tippy wpada w nie lada kłopoty, a jej życie jest zagrożone, to właśnie Cash rusza jej na pomoc. Co łączy nieprzystępnego policjanta i piękną modelkę? Czy uda im się pokonać bariery, jakie stawia im życie? Kto grozi Tippy?

Książka Diany Palmer to lektura na smutne popołudnie, gdy nie wiemy, co ze sobą zrobić. Bardzo szybko można wciągnąć się w historię Casha i Tippy, śledzić ich poczynania i wczuwać się w relacje, która rodzi się między nimi. Romans ten dostarcza nam nie tylko dawki miłości, ale w pewien sposób porusza też trudny temat.

Bo przeszłość Tippy ściśle wiąże się z jej dzieciństwem, a gdy coś dzieje się dziecku, nie można przejść obok tego obojętnie. Mimo tego Tippy zachowuje w sobie świeżość i radość z życia, poświęca się nie tylko karierze ale też opiece nad młodszym bratem, poza którym świata nie widzi. Jej niezłomna wola walki jest niesamowicie imponująca. Wiele ludzi już dawno by się poddało, ale Tippy brnęła dalej, ciężko pracując na swój sukces.

Cash za to jest mężczyzną skrywającym wiele tajemnic i ukrytego bólu, który drąży go od środka, aż pewnego dnia musi wybuchnąć. Bardzo podobało mi się to jak mimowolnie poddał się czarowi Tippy, nie zważając na konsekwencje. Dobrana z nich para.

„Wszystko dla niej” to opowieść o sile miłości, o przywiązaniu i pragnieniu bezpieczeństwa. Dla kogoś, kto musiał uciekać przed demonami przeszłości, najważniejsze jest odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Niektórym się udaje, innym nie. Tippy to znalazła, tak samo jak Cash. To również historia o próbie oswojenia się z własnymi przeżyciami – ciężkimi, dręczącymi, obezwładniającymi.

Książkę szczerze polecam. Sprawdzi się o każdej porze dnia i nocy, a Tippy i Cash zapewnią czytelnikowi solidną dawkę miłości, niebezpieczeństwa i akcji.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira

4,5/6

niedziela, 11 marca 2012

"Zanim umrę" Jenny Downham


Ostatnimi czasy przeczytałam mało książek, które wzbudzały we mnie łzy. Bardzo mało. Ale do tej listy mogę dołączyć z czystym sumieniem „Zanim umrę”. Pochłonęłam ją bardzo szybko i nie mogłam powstrzymać się przed chlipaniem.

„Jestem żywa, nasz związek został pobłogosławiony na ziemi, właśnie w tej chwili.” Strona 179

Tessa Scott to szesnastoletnia dziewczyna, chorująca na rzadką odmianę raka – limfo blastyczną białaczkę. Szereg zabiegów, walka z chorobą, nadzieja na wyzdrowienia, to wszystko składa się na jej obecne życie. W pewnym momencie Tessa musi stawić czoło smutnej i gorzkiej prawdzie – rak wyniszcza ją od środka i szansę na wyzdrowienie są niemalże równe zeru. Dziewczyna postanawia więc spędzić swoje życie, wypełniając listę życzeń, które ma zamiar zrobić przed śmiercią. Pomaga jej w tym przyjaciółka, Zoey, która jako jedyna nie traktuje Tessy inaczej, mimo wiedzy o chorobie. Przez raka Tessa rzuciła szkołę, nie spotykała się z nikim, całkowicie odseparowała się od społeczeństwa, które patrzyło na nią przez pryzmat choroby.

Teraz, gdy zaczyna wprowadzać w życie swój plan, na nowo odczuwa radość spędzania czasu z ludźmi. Pewnego dnia poznaje też swojego sąsiada, Adama. Znajomość między nimi powoli staje się bardziej zażyła i chłopak również zostaje wciągnięty w spełnianie listy. Co może chcieć zrobić dziewczyna, która ma szesnaście lat i wie, że niedługo umrze? Można by powiedzieć, że banalne rzeczy – uprawiać seks albo zażyć narkotyki. Ale w pewnym momencie, gdy połowa rzeczy na liście zostaje spełniona, Tessa się zmienia. Jak skończy się jej historia? Co stanie się z Adamem? Jak poradzi sobie Zoey?

„Zanim umrę” to niesamowicie poruszająca opowieść. Od początku wiedziałam, czego mam się spodziewać, ale mimo wszystko wywołała we mnie całą gamę różnych uczuć, począwszy od złości na świat, skończywszy na pogodzeniu się z losem. Tessa stała się dla mnie symbolem niesamowitej cierpliwości – brała życie za barki i nie przejmowała się tym, co się stanie. W pewnym momencie pogodziła się z tym, co ją czeka. Nie wiem, skąd znalazła w sobie tyle siły i zaparcia.

Książka ta pokazuje nam stadium psychologiczne osoby nieuleczalnie chorej. To Tessa opowiada nam, co się z nią dzieje. Dzięki temu mamy pełny wgląd w jej uczucia i myśli, co pozwala czytelnikowi dokładnie wczuć się w jej sytuacje. Tessa z początku nie chce robić nic, prócz leżenia w łóżku i czekania na śmierć, dopiero później orientuje się, że chce żyć – chce zrobić jeszcze wiele rzeczy, więc wstaje i wychodzi na świat, pokazuje się mu i krzyczy, najgłośniej jak może.

„Zanim umrę” to opowieść o rzeczach bardzo trudnych. Rodzice muszą pogodzić się z odejściem córki, córka musi pogodzić się ze śmiercią. Ale to nie tylko sama śmierć ma tutaj pole do popisu. Nawet kiedy brak nam już nadziei na coś lepszego, szczęście potrafi do nas przyjść. Książka uczy nas cieszyć się każdym dniem, każdą sekundą życia. A Tessa jest przykładem na to, że powinniśmy wstawać rano z uśmiechem na ustach, wiedząc, że to niekoniecznie jest ostatni poranek. Żyjemy w przeświadczeniu, że jeszcze tyle jest przed nami. Tessa żyła z myślą, że może przestać oddychać już dzisiaj.

Książkę polecam wszystkim. Choć trudno jest nam pogodzić się z tym, że nasze życie może skończyć się dzisiaj, opowieść Tessy sprawia, że powinniśmy czerpać ze wszystkich uśmiechów świata i cieszyć się z tego, co mamy.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Nasza Księgarnia.

6/6

poniedziałek, 5 marca 2012

"Siła trucizny" Maria V. Snyder


Znacie to uczucie, kiedy coś wciąga was tak bardzo, że nie możecie się od tego oderwać? Miałam tak kilka razy, więc wiem, że i teraz przepadłam. Mówię o książce Marii V. Snyder, pierwszej części trylogii Twierdzy Magów, która jest debiutem tej amerykańskiej pisarki i całkiem ciekawą pozycją, z którą warto się zapoznać.

Główną bohaterkę, Yelenę, poznajemy w czasie tortur. Niemalże rok przebywała w lochu, poddawana rozmaitym karą fizycznym i psychicznym, a każdy, kto ją zobaczył, robił to, co lubił najbardziej : znieważał i poniżał kobietę. Skazana za zabójstwo syna swojego opiekuna, nie miała żadnych szans na przeżycie. Gdy zostaje wywleczona z lochu i postawiona przed zastępcą komendanta, jest pewna, że to ostatnia chwila przed egzekucją. Wyobraźcie sobie więc jej zdziwienie, gdy Valek proponuje jej posadę zamiast śmierci. Yelena ma zostać osobistą testerką żywności komendanta. Kobieta bez zastanowienia zgadza się i zostaje poddawana kolejnym próbą. Musi nauczyć się rozpoznawać wszelkie trucizny, które mogłyby zaszkodzić komendantowi.

Valek staje się jej osobistym trenerem. Bezwzględny i zimny mężczyzna wzbudza w niej strach, ale też respekt. Gdy ktoś nastaje na jej życie, to właśnie Valek staje w obronie kobiety. Yelena otaczana jest przez żądnych krwi ludzi, którzy sprzedali by własną matkę, byle tylko przeżyć. W świecie rządzonym przez władzę musi znaleźć swoje miejsce. Na dodatek odkrywa, że posiada zakazany dar, który szybko może wpędzić ją do grobu. Kto nastaje na życie kobiety? Kim tak naprawdę jest Valek? Czy Yelenie uda się przeżyć?

„Siła trucizny” to fascynująca książka fantasy. Niesamowicie skrojona fabuła, z masą cudownych opisów pokazuje kunszt literacki autorki. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że znajduje się w zamku razem z Yeleną – że razem z nią kładę się spać i razem z nią walczę o przetrwanie. Maria V. Snyder pięknie przekazuje wszystko to, z czym Yelena miała styczność. Ostatnio też przekonałam się do narracji pierwszoosobowej. Niektórym przeszkadza, inni ją wręcz uwielbiają, ja zawsze stałam gdzieś po środku. Po lekturze tej książki stwierdzam, że autorka dobrze wybrała pisząc z punktu widzenia Yeleny. Dzięki temu znamy jej myśli i przemyślenia, poznajemy świat, w którym przyszło jej żyć.

Drugim atutem książki są postacie. Żadna nie jest ani czarna, ani biała. Nie można do końca powiedzieć, że ktoś jest tutaj zły, a ktoś zbytnio dobry – no może prócz jednego czarnego charakteru, którego za nic w świecie nie nazwę dobrym, ale o tym musicie przekonać się sami. W każdym razie moje serce bardzo szybko zdobyła Yelena. Już na samym początku, w momencie, gdy ją poznajemy, wyczuwa się od niej siłę i hart ducha. Nie zostałam złamana do końca, a pobyt w lochach tylko sprawił, że urosła w pewną moc. Próbuje pokazać, ze tak jak każdy zasługuje na szacunek i wypracowuje go starannie i sumiennie. Yelena jest lojalna i waleczna, niesamowicie bystra i inteligentna, co może być mieszanką wybuchową. Valek zaś był dla mnie nieokreślony prawie do samego końca. Pozując na chłodnego i bezwzględnego skrytobójcę, nie dawał mi wielkich nadziei na poprawę. Mimo wszystko uważam, że jest ciekawym mężczyzną, nie do końca odgadnionym, co tylko sprawia, że jest w stanie zaskoczyć swoim zachowaniem. Wspomnę jeszcze, że sam komendant jest postacią dość kontrowersyjną – chociażby dla Yeleny.

„Siła trucizny” to książka warta przeczytania pod wieloma względami – zgrabnie skrojonej fabule i wartkiej akcji, ciekawych opisów i niejednoznacznych postaci. Poza tym można w niej znaleźć wiele magii.  W każdej ostatnimi czasy wydawanej książce wątek miłosny jest mocno rozbudowany. Maria V. Snyder zrywa z tym kanonem i w swojej powieści wątek miłosny umiejscawia, i owszem, ale w dość skrojonej formie, nie narzucając jej czytelnikowi, nie pchając prosto w twarz. Tutaj pierwsze skrzypce gra akcja, odgadnięcie zagadek, wola przetrwania. Szczerze i gorąco polecam – świetny debiut, wart uwagi. I już nie mogę się doczekać kolejnych części trylogii!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mira.

5/6

sobota, 3 marca 2012

"Miłość wśród nas" Hanna Maria Janina Kasperska


„Oboje spokojnie spijali słodycz rozkoszy. Świadomie poddawali się pożądaniu, ulegając pokusie zakazanej namiętności.” Str. 113

Miłość jest tematem najczęściej podejmowanym zarówno w prozie jak i poetyce. O tym uczucia powiedziano już wiele, trudnym więc się wydaje stworzenie czegoś, co może do dyskusji wnieść coś nowego. Jeszcze trudniej chyba o samej miłości pisać. Książka Hanny Kasperskiej to zbiór 17-stu nowel traktujących o wszelkiego rodzaju uczuciach.

Kilka z tych nowel zapadło mi w pamięć, kilka bardzo szybko umknęło, ale chciałabym wspomnieć o dwóch, które wydają mi się kwintesencją tego zbioru. Pierwsza nowela „Remi-moja miłość” wprowadza nas w klimat książki. Piękna, młoda kobieta Nike przyjeżdża do Gdańska, by odwiedzić ukochanego. Spotkanie to nie wygląda jednak tak, jakby to sobie wymarzyła. Mężczyzna dziwnie się zachowuje, mówi dziwne rzeczy i cały jest dziwny. Nike nie wie, co się dzieje. Podejmuje kilka decyzji, których podejmować nie powinna. Staje przed jednym z najtrudniejszych wyborów w swoim życiu, ale przed oczami cały czas ma Remiego. Miłość pcha ją na swoich skrzydłach, czy wyląduje tam, gdzie powinna?

Druga opowieść – bardzo krótka, bodajże trzy strony. Kobieta u lekarza – osoby, której ufa się bezgranicznie, bo tak już jest. Przekona się, jak bardzo rozczarowująca jest rzeczywistość i jak bardzo można się pomylić względem ludzi piastujących wysokie stanowiska. To samo tyczy się historii kobiety i oficera. Obydwie łączą się ze sobą, pokazując, że uczucia, jakiekolwiek by nie były, potrafią nas niszczyć od środka, sprawiać ból, wywoływać niesamowite cierpienie.

Autorka pokazała nam różne oblicza miłości. Nie zabrakło tej pięknej i prawdziwej, ale też trudnej, zakazanej i gorzkiej. Książka nie traktuje jedynie o tym oszałamiającym uczuciu szczęścia, które rozpiera nas od środka. Pokazuje też różne stadia emocji – targają nami na wszystkie strony i czasami nie wiemy dlaczego znajdujemy się w danym miejscu.

„Miłość wśród nas” to dla mnie gorzki zbiór. Najbardziej zapamiętałam z niej nowele, które mówiły o cierpieniu albo strachu, odrzuceniu albo bólu. To one wryły mi się najbardziej w pamięć, jakby chciały mi coś powiedzieć. Wydaję mi się, że autorka chciała unaocznić nam, że nie możemy utożsamiać miłości tylko i wyłącznie z uczuciami euforii. To nie tylko motyle w brzuchu i radość z każdego spędzonego dnia. To nie tylko wspólne poranki i śniadania. To też rozdzierająca pustka, której nie da się wypełnić niczym innym. To strach przed próbą poddania się drugiej osobie. To wyniszczające do granic wytrzymałości pożądanie, które nie ma nic wspólnego z miłością.

Po tym zbiorku pozostaje nam się zastanowić. Nad tym czy jesteśmy szczęśliwi – czy tak wyobrażamy sobie zakochanie. Czy naprawdę jest tym, co widzimy, czy raczej myślimy, że jest dobrze, gdy tak naprawdę pogrążamy się w depresji?

Miłość powinna cieszyć. Hanna Kasperska pokazuje nam, że tak nie jest. Czy jej uwierzycie, zależy od was.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.

3/6

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...