czwartek, 29 września 2011

"Pandora" Anne Rice

Z twórczością Anne Rice miałam już do czynienia niejednokrotnie. Za każdym jednak razem autorka ta coraz bardziej mnie zaskakuje. „Pandorę” czytałam stosunkowo dawno, ale jej obraz nadal tkwi w mojej głowie. Nie wiem czy jest większy sens porównywania jej do wcześniejszych książek z Kronik Wampirów, skupię się więc stricte na samej Pandorze.


Główną bohaterkę poznajemy w czasach jej młodości. Pandora jest córką bogatego senatora, zakochaną w Mariuszu. Jej życie jest przepełnione luksusem i wygodami, do czasu, jak to zwykle bywa. Przyjaciele ojca pomagają jej w ucieczce do Antiochii. To jednak nie koniec problemów Pandory. Nawiedzają ją koszmary przepełnione krwią. Bohaterka stara się więc dowiedzieć co one oznaczają.
Tym samym „kusi” los, prosi się o wkroczenie do kręgu mrocznych dzieci. Zaprasza do skosztowania samej siebie, aby na zawsze stać się istotą nocy. We wcześniejszych książkach żaden z wampirów nie miał wyboru. Tutaj ów wybór następuje.

Rice tym razem skupiła się na śmiertelnym życiu – poznajemy Lydię – Pandorę jako kobietę, pełną wątpliwości, strachu, pragnącą odnaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. Nie mniej, to co zachwyca w książce to niesamowite opisy Antiochii. Czytelnik wręcz czuje, jakby żył w tych czasach, w tym samym miejscu co Pandora. Barwne zdania przenoszą nas w odległe i zamierzchłe kraje, które dzisiaj możemy sobie jedynie wyobrażać. Rice z umiejętnością wprowadza nas w tamtejsze życie i obyczajowość.  

Sama „Pandora” pozostawia w nas pewien niedosyt. O jej miłości i Mariusza wiemy niezbyt wiele, choć zawsze to jest jakiś początek. Mimo wszystko ów niedosyt potęguje się, gdy odkładamy książkę na półkę. Chciałoby się powiedzieć, że trzeba więcej, więcej zdarzeń, więcej wyjaśnień. Ale chyba właśnie to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Niedopowiedzenia.
„Pandorę” polecam czytelnikom, którzy zaznajomieni są z cyklem Kronik Wampirów. Bez znajomości wcześniejszych książek można się pogubić. Mimo to – polecam. Z czystym sumieniem.

5/6.

piątek, 23 września 2011

Konkurs z Marią Nurowską

Kochani, nie wiem nawet teraz, co mnie podkusiło, by na początku działalności bloga robić konkurs. Ale - może to przez mój niesamowicie dobry humor, albo może próbę znalezienia dobrego domu dla tej książki sprawiło, że jednak to zrobię.
A więc do zaoferowania mam książkę Marii Nurowskiej "Mój przyjaciel zdrajca". Tutaj macie zdjęcie :

Zdjęcie robione komórką, więc wybaczcie jakość. Na dniach postaram się zrobić lepsze. A więc do sedna. Co trzeba zrobić?

Zdrada - konieczność czy wybór. W kilku zdaniach uzasadnij swoją wypowiedź.
Na wasze odpowiedzi czekam do 30 września. Wtedy to wylosuję osobę, która otrzyma ode mnie książkę.
Anonimowe wpisy - proszę podać maila.

Życzę powodzenia ;)

środa, 21 września 2011

"Jeździec Miedziany" Paullina Simons

Rosja w czasach II wojny światowej nie wydaje się być idealnym miejsce dla kiełkującej miłości. Jednak jak to mówią, pozory często mylą. „Jeździec Miedziany” jest na to świetnym przykładem. Książka ukazuje nam losy 17-letniej Tatiany, która w dzień najazdu Niemiec na swój kraj poznaje przystojnego oficera Armii Czerwonej, Aleksandra Biełowa. Tatiana nie wiedziała wtedy, że jest to mężczyzna, którego kocha jej siostra, Dasza, i z którym połączy ją pełen niespodzianek los.
Rodzące się między nimi uczucie przeplata się z tragicznymi wydarzeniami. Tatiana próbuje radzić sobie z otaczającą ją rzeczywistością – zdobywa jedzenie dla rodziny, pomaga ludziom, często zapominając o sobie. Ukrywa przed najbliższymi miłość do Aleksandra, bo nie chce zranić siostry. Z naiwnej dziewczyny, z powodu okoliczności, przeobraża się w dojrzałą kobietę, która musi przetrwać.
Książka porusza. Nie tylko serca – wzbudza w czytelniku nadzieję. Bo to nie jest tylko historia o wojnie, w której przypadkiem znalazło się miejsce dla miłości. To opowieść o miłości, która wyrosła na tle wojny. Tatiana i Aleksander ze wszystkich sił starają się walczyć o siebie nawzajem, starają się przejść przez Leningrad i przeżyć, by móc wieść wspólne życie.

"Któregoś lata, w Łudze, była bardzo przygnębiona i nie wiedziała, jak się w tym przygnębieniu odnaleźć. Chcąc ją pocieszyć, dziadek powiedział: Zadaj sobie trzy pytania, Tatiano, i dowiesz się, kim jesteś. Spytaj siebie, w co wierzysz. Spytaj siebie, czy masz nadzieję. I najważniejsze: spytaj siebie, kogo kochasz?.
Podniosła głowę.
- Szura - szepnęła - pierwszej nocy powiedziałeś, że mamy w sobie... Jak to nazwałeś?
- Siłę życiową - odrzekł.
Już wiem, kim jestem, pomyślała, biorąc go za rękę. Mam na imię Tatiana. Wierzę w Aleksandra. To on jest moją nadzieją. I kocham go nad życie."

Simons w piękny sposób w rzeczywistość wojenną wplata emocje targające bohaterami. Wraz z Tatianą przeżywamy jej pierwszą wielką miłość. Wraz z Aleksandrem walczymy o wolność. Wraz z nimi modlimy się o szczęśliwe zakończenie.
„Jeździec Miedziany” to historia przepełniona uczuciami, strachem i przerażeniem, ale też nadzieją. Nadzieją, że na końcu tej wyboistej drogi czeka coś lepszego.
Gorąco polecam tą książkę tym, którzy wierzą w siłę miłości, tej jedynej, prawdziwej, do końca życia.

Ocena : 5,5/6

"Czarny anioł" Graham Masterton

Gdzieś wyczytałam, że jest to najbrutalniejsza książka w dorobku Mastertona. Osobiście uważam, że nie sposób się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. „Czarny anioł” jest mrożącą krew w żyłach historią. Ktoś morduje pięć rodzin – okrutnie i bestialsko. Zdaje się, że prowadzący śledztwo Larry Foggia nie zdoła go uchwycić.  „Szatan z mgły”, jak nazwano oprawcę, pozostawia za sobą rytualny bałagan, który w końcu doprowadza porucznika do Czarnego Bractwa, grupy, która od dawna próbowała przywołać na ziemię Beliala – upadłego anioła żądnego ludzkiej krwi. Trzymając się rytuału, kolejna ofiara miała być „przepustką” dla potwora z zaświatów. Larry Foggia zwraca się więc o pomóc do medium, mając nadzieję, ze z jego pomocą zdoła rozwikłać zagadkę i powstrzyma „Szatana z mgły” przed ostatnim morderstwem.
                Pamiętam, jak kartkowałam pierwsze strony, niezdolna wymówić choćby słowa. Opisy mordów były niesamowicie realistyczne, czasami może wręcz za bardzo, i jako czytelnik, uwierzyłam autorowi, że ktoś byłby zdolny do takiego okrucieństwa. 
„Dziwny spokój opanował całą rodzinę Berrych, wszystkich czworo. Spokój absolutnego przerażenia. Spokój śmierci, prawdziwej śmierci spoglądającej wprost z czarnych, aksamitnych oczu. Mężczyzna podprowadził zieci do ściany. Chwycił prawą rękę Karoliny i podniósł nad głowę. Joe zobaczył, że idzie w ruch młotek oraz gwóźdź. -Nieee! - wrzasnął.”
Już początkowe sceny z rodziną Berrych napawały mnie strachem, który towarzyszył mi do samego końca książki. Mimo przerażenia, nie mogłam przestać czytać. Osobiście lubię horrory, jednak ten jest zdecydowanie dla osób o mocnych nerwach i żołądkach. Masterton w mistrzowski sposób posługuje się słowem, wywołując w głowach obrazy makabry, której nie widać nawet w najmocniejszych filmach z tego gatunku.
Poruszane motywy mitologii i legend, dają nam w końcu wizję końca świata, który zacznie się, gdy Belial wkroczy na ziemski padół.
Ja do samego końca nie byłam pewna, kto wygra tę bitwę – dobro czy zło. Nutka niepewności tkwiła we mnie nawet po odłożeniu książki na półkę. I tak się zastanawiam – czy tak naprawdę bylibyśmy w stanie powstrzymać takie przerażające zło?
Jeśli tak miałby wyglądać koniec świata, to ja wychodzę już teraz. Mimo wszystko polecam książkę osobom, które są pewne, że dadzą radę ją przeczytać.
5/6

wtorek, 20 września 2011

"Kobieta Gabriela" Robin Schone

Romans, prawda, ale napisany z lekką poetycką nutką. Tytułowy Gabriel to symboliczny  anioł, któremu obcięto skrzydła, anioł, który postanowił na zawsze ukryć się cieniu, anioł, którego ktoś chce zabić. Anioł, który uważa, że dla niego nie ma już ratunku.
Zabierałam się do tej książki kilka razy. Gdy w końcu przysiadłam porządnie, nie byłam w stanie się oderwać. Sam początek wprowadza nas w świat, gdzie kupczenie własnym ciałem jest w cenie. Victoria została zmuszona do sprzedania cnoty. Wybrała „Dom Gabriela”, w którym owe praktyki są na porządku dziennym. I udało jej się.
Została wprowadzona do świata rozpusty, seksu i manipulacji. Na dobrą sprawę to nie jej ciało zostało sprzedane, a dusza. Victoria musi odnaleźć się w miejscu, w którym żadna szanowana kobieta nie powinna się znaleźć. W miejscu, gdzie grozi jej niebezpieczeństwo, w miejscu, gdzie może znaleźć miłość albo śmierć. Nie wie, że Gabriel kupił ją w określonym celu – namierzenia mordercy. W tym wszystkim poznajemy jeszcze Michaela, anioła, który kiedyś był przyjacielem Gabriela, a teraz związani są tajemnicą, która niszczy ich od środka.
                Książkę czyta się jednym tchem. Zostajemy wrzuceni na głęboko wodę od pierwszych stron. Jak wcześniej wspomniałam pisana poetycką nutą wzbudza w czytelniku wiele uczuć – od złości na życie, które zmusza nas do podejmowania decyzji niezgodnych z sumieniem, po współczucie, gdy poznajemy tragiczną historię Gabriela, aż do wiary, że jednak w świecie, w którym rządzą pieniądze i władza jesteśmy w stanie odnaleźć osobną drogą dla miłości.
                Wielki, luksusowy świat seksu i ucieczka przed śmiercią, a to wszystko okraszone nutką nadziei na lepsze jutro.
„Kobieta Gabriela” stawia pewne pytania przed czytelnikiem – czy ja byłbym w stanie poświęć to, co najcenniejsze, by przeżyć? Czy odważyłbym się na niebezpieczną grę, w której stawką jest śmierć albo życie? I co najważniejsze, czy walczyłbym o miłość, która skazana jest na cierpienie?
Ten thriller erotyczny w fantastyczny sposób ukazuje „upadły” świat w XIX-wiecznej Anglii.

4.5/6

poniedziałek, 19 września 2011

"Upadek Lucyfera" Wendy Alec

Upadek Lucyfera” jest według mnie obowiązkową lekturą dla tych, którzy interesują się wszelką anielską mitologią. Pierwsza część trylogii Kronik Braci, debiutującej na rynku Wendy Alec, przedstawia nam losy tytułowego Lucyfera oraz ukazuje Pierwsze Niebiosa w sposób nowatorski. Obraz ten jest o tyle ciekawy, co inny – jesteśmy wręcz w stanie zidentyfikować się w tym świecie. Świecie, w którym żyją istoty Nieśmiertelne, stworzone na podobieństwo Boga, mające wszystkie jego cechy. Wszystko zdaje się być sielanką, do czasu.
Lucyfer, najukochańszy syn ojca, buntuje się wraz z częścią wojska, po tym, jak odkrywa plany stworzenia nowej rasy. Zraniona duma, złość i brak wiary w uczucia sprawiają, że zostaje wygnany.
 Co pchnęło go do tego czynu? Dlaczego zostawia za sobą wszystko, co niegdyś kochał? Dlaczego opuszcza braci, Michała i Gabriela? Co zamierza zrobić teraz?
Wraz z Lucyferem wybieramy się w podróż przez lata, podróż, podczas której odkrywamy powody nim targające, pobudki, które pchały go do złych czynów. Obserwujemy jego metamorfozę, aż w końcu jesteśmy świadkami jego upadku – na poziomie duchowym.
                Napisana z rozmachem opowieść o wielkim buncie staje się tłem dla wielu innych problemów targających Lucyferem, ale nie tylko. Wojna Aniołów jest tutaj pretekstem dla próby uzyskania odpowiedzi na nurtujące pytania. Wendy Alec spróbowała pokazać nam całkowicie inną wizję Nieba – świat, w którym rządzi nie tylko miłość.
Stawia nas przed wyborem – możemy wierzyć w to, co już dawno wiemy, co już widzieliśmy i czytaliśmy, albo możemy pójść jej śladem, odkryć coś, co ukryte jest w mroku.
Czytając „Upadek Lucyfera” nie można nie zauważyć, jak coraz szybciej kiełkuje w nas ziarenko niepewności. W końcu stoimy po środku  nieznanego. Nie wiemy, którą stronę obrać, a akcja dziejąca się na naszych oczach jest zbyt absorbująca, by myśleć o czymś innym. Dopiero po odłożeniu książki zastanawiamy się nad tym, co najważniejsze. Czy Lucyfer naprawdę był tym złym?
                Zdecydowanie jestem skłonna stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych pozycji w danym gatunku. Stawia przed nami wiele pytań, na które powinniśmy odpowiedzieć bez zastanowienia – a jednak nie potrafimy.

Zdecydowanie: 5/6

Wampiryzm

Coś z cyklu staroci :  praca na zaliczenie - studia.
czyli troszkę o wampirach, krwi i seksie.

            Dzisiaj trudnym się wydaje nie wiedzieć, kim lub też czym jest wampir. Swoją wiedzę czerpiemy nie tylko z wysoko lub nisko budżetowych filmów, ale również z literatury. Moda na wampiryzm par excellence pojawiła się nie dawno, niosąc ze sobą nowy styl życiu, szczególnie dla oddanych fanów.
Początkowo uważani za krwiożercze bestie[1], gdzie najlepszym przykładem jest Vlad Tempus, obecnie piastujący zaszczytne miejsce „ofiar”, co kłóci się z ich prawdziwą naturą, mianowicie zabijaniem.
Wiadome jest, iż wszystko zmienia się na tyle szybko, że czasami nie jesteśmy w stanie owych zmian zauważyć, jednakże biorąc pod uwagę zainteresowanie tym tematem, łatwym zdaje się być dokładne przeanalizowanie transformacji wampira na przełomie XX i XXI wieku.
Na początku winno się odpowiedzieć na jedno z podstawowych pytań – kim jest wampir? Dla niezliczonej ilości ludzi jest to potomek Draculi, żywiący się ludzką krwią. To istota nieśmiertelna, potrafiąca widzieć w ciemnościach i tylko w ciemnościach potrafiąca żyć.
Pierwszym najznamienitszym wampirem, który na długo ugruntował swoją pozycję jest wspomniany wcześniej Dracula z powieści Brama Stokera. Arystokrata wzbudzający strach[2] wśród plebsu staje się w tym wypadku alegorią do całego zła i zniszczenia przypisywanego wampirom. Jego okrucieństwo nie ma ograniczeń – można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że jedynie w tym odnajduje choćby zalążki szczęścia w nieśmiertelnym, ale i pustym życiu.  Film na podstawie powieści Coppoli ze wspaniałą kreacją Gary’ego Oldmana wprowadza wyraźniejszą innowacyjność w wampiryczny temat. Dracula nie jest do końca opętaną żądzą krwi bestią, a posiadaczem ludzkich odczuć, w tym wypadku miłości[3]. Targany nią kilkaset lat, potrafi myśleć jedynie o ukochanej, a pragnąc ją odzyskać, jest w stanie zrobić wszystko.
Do tego czasu powstawały filmy ukazujące wampira podobnego do człowieka stricte anatomicznie, odmiennego jednak w zachowaniu i wyznawaniu „moralnych” zasad, jeśli możemy tu o jakichkolwiek wspomnieć. Przerażające kły, z których sączy się krew, trupioblada twarz i hipnotyzujące spojrzenie stały się wyznacznikami wizerunku krwiopijców.
„Czy nie zdajesz sobie sprawy, że każdy z nas oddałby całą tę nieśmiertelność w zamian za jedno zwykłe ludzkie życie?”[4] Słowa z książki popularnej pisarki Anny Rice oddają ideę nowej tendencji powstałej początkowo w literaturze, dopiero później w filmie. Bohater cyklu „Kronik Wampirów” Lestat staje się bożyszczem dla ówczesnych nastolatków. Jest wampirem z problemami. Wieczna egzystencja okazuje się dla niego przekleństwem z wielu powodów. Kontemplując nad swoją przyszłością w ciemności nocy, nie potrafi do końca pogodzić się z życiem, jakie przyszło mu wieźć. W jego postaci skupiają się cechy wspomniane wcześniej – żądzą krwi, degeneracja – ale również te nowatorskie świadczące o pewnych zasadach moralnych, które Lestat posiada. Zauważalnym jest powrót do tego, o czym już mówiono. Rice czerpie ze wcześniejszych dokonań, pokazując obraz Loisa i Lestata, jako dwóch zdegenerowanych arystokratów, a jedna z ważniejszych kobiecych sylwetek w jej powieściach, Akasha, ma starożytny rodowód.[5] Ponadto porusza się w obrębie wampirzej seksualności, która wcześniej nie została ukazana na tak zaawansowanym poziomie, przedstawiając „strukturę homoseksualną”[6] – przemiany dokonują mężczyźni na przedstawicielach tej samej płci, sprawiając, że krąg zostaje ograniczony.
W tym miejscu należy wspomnieć, że Anna Rice stworzyła wampira glamour[7], który nie pojawiał się wcześniej ani w literaturze – Dracula był szpetny – ani w filmie – Nosferatu również nie należał do urodziwych. Połączenie nieskazitelnych i wytwornych mężczyzn wraz z erotyzmem okazało się trafnym pomysłem. Od tej pory wampiry uosabiały nienaturalne wręcz piękno – niemalże tak samo, jak niegdyś starożytni herosi.
            W filmie pod koniec XX wieku pojawia się postać, która nie pasuje do powyższych kategorii – Blade. Polujący na istoty swego rodzaju łowca[8], który jako pierwszy staje w obronie śmiertelników i użycza swej pomocy w eliminacji bestii. Paradoksalnie – sam jest pół krwi wampirem, ponadto takim, który nie zabija dzięki specjalnemu serum. Film ukazuje również zachłanność rasy, która, zamiarem udoskonalenia się, stwarza istotę silną i niebezpieczną dla samych krwiopijców.
Reżyser Francis Lawrence w „Jestem Legendą” przedstawia świat opanowany przez wampiry, które stały się takowe na skutek wirusa – śmiertelnego dla większości ludzkiej populacji.
Jak widać pojawił się nowy nurt w temacie wampiryzmu ukazujący problem od strony stricte biologicznej.
Mamy więc już przedstawionego wampira – degenerata oraz wampira emanującego seksualnością, gdzie jest jednak miejsce dla tych, które obecnie zawładnęli światem?
            Z czasem spojrzenie na istoty nocy zmieniło się, można rzec, o więcej niż sto osiemdziesiąt stopni, gdy na półki w księgarniach trafiła plasująca się na pierwszych miejscach wśród bestsellerów książka zatytułowana, adekwatnie wręcz do opowiadającej historii, „Zmierzch”. Wkroczenie do literackiego kręgu głównego bohatera płci męskiej, Edwarda Cullena, wstrząsnęła nie tylko odbiorcami, ale całym światem, wywołując tym samym burzę i modę na wampira z ludzkimi odruchami, dla którego bycie nieśmiertelnym jest klątwą, nie błogosławieństwem.[9] Tym, co zaskakuje najbardziej jest zmiana postrzegania oraz ogólny wizerunek krwiopijcy, który niegdyś wzbudzał lęk lub fascynację.
Teraz postawiono na partnera doskonałego, będącego równocześnie kochankiem i przyjacielem, bezpieczną ostoją, do której każda kobieta chciałaby przybić i zatrzymać się na dłużej.[10] „Zmierzch” zdobył swoją popularność dzięki połączeniu typowego romansu dla nastolatek z postacią budzącą grozę – tutaj zupełnie nieszkodliwą, gdyż Edward jest wampirem au rebours – niezagrażającym życiu. Stwierdzenie, że jest wyidealizowany do granic wytrzymałości, w tym przypadku nie będzie przesadzony. Autorka postawiła na ckliwą historię, która miała na celu poruszyć serca nie tylko młodych dziewcząt, ale również ich matek, ciotek, kuzynek i całej rzeszy przyjaciółek i znajomych, które mogłyby w tej opowieści znaleźć miejsce również dla siebie.
Warto jednak przyjrzeć się bliżej życiu wampirów z serii Meyer, aby móc porównać je z wymienionymi wcześniej. Jak nam już wiadomo, Edward jest idealnym życiowym partnerem, który poświęciłby wszystko dla dobra swojej ukochanej. Wiemy również, że nie pije ludzkiej krwi, zastępując ją zwierzęcą – w książce pada nawet porównanie do tofu. Jest szybki i silny – potrafi zatrzymać pędzący samochód za pomocą ręki. Nie działa na niego ani czosnek, ani krzyż, ani też słońce – w jego świetle na ciele Meyerowskich wampirów pojawia się blask imitujący diamenty.
Jest ostrożny w kontaktach cielesnych. Pozwala sobie jedynie na pocałunki ze swoją ukochaną i to też tylko na jakiś czas, by nie narażać jej na niebezpieczeństwo, które mogłoby się narodzić, gdyby nie potrafił się kontrolować.[11]
Wiemy więc na jego temat niemal wszystko, co wiedzieć powinniśmy. Zostaje zastanowić się nad tym czy ówczesna moda, zapoczątkowana pojawieniem się idola nastolatek Edwarda Cullena, nie przysłoniła najważniejszej sprawy związanej z wampiryzmem?
            To pytanie drąży dziurę w każdym z nas. Aby na nie odpowiedzieć trzeba by wspomnieć o jeszcze jednym, a raczej dwóch, wampirach, które miały swój wkład w tworzeniu nowej historii.  „True Blood” to amerykański serial nakręcony na podstawie serii książek Charlaine Harris, poruszający wątek miłosny między wampirem, a kobietą, jednakże w sposób zgoła odmienny od tego, który zaserwowała Meyer. Rzecz dzieję się współcześnie, gdy nieśmiertelni ujawnili się światu, a na rynek weszła syntetyczna krew, mająca na celu zastąpienie prawdziwej. Jak we wcześniejszych zbiorach literackich i filmach ludzie nie zdawali sobie sprawy z istnienia wampirów, tak tutaj sytuacja odwraca się i są świadomi, że chodzą po ziemi. Co jest jeszcze dziwniejsze – tworzą organizacje specjalizowane do walki, prowadzą między sobą debaty telewizyjne i wykorzystują nawzajem w celach politycznych. Na takim tle rodzi się miłość między Bill’em i Sookie. Bill uosabia tutaj dobrego wampira, dbającego o dobro swojej ukochanej w przeciwieństwie do jego szeryfa, Erica Northmana, którego poznajemy, jako bezwzględnego, lubującego się w krwi zabójcę. Paradoksalnie obydwoje zakochują się w tej samej kobiecie. Producenci serialu nie obawiali się pokazywać odważnych scen erotycznych, przeplatających się z miłosnymi ugryzieniami. Krew staje się tutaj orgazmem[12], a seks sam w sobie nie daje takiej rozkoszy, jak podarowanie swojego nadgarstka wampirzemu kochankowi. Tym samym śmiertelnicy biorą udział w czymś wyższym od siebie, silniejszym i niebezpieczniejszym, jednak nie czują się ofiarami, a ofiarodawcami, bo to dzięki nim rytuał wysysania krwi przeradza się w coś intymniejszego niż sam akt kopulacji.
                    Pojęcie wampiryzmu i samego wampira zmieniał się wraz z rozwojem człowieka i otaczającego go świata. Niegdyś przerażające, teraz stają się ucieleśnieniem marzeń. Istota ludzka z natury jest bojaźliwa. Na przełomie wieków baliśmy się wielu rzeczy – wojen, chorób, nadprzyrodzonych zjawisk, samych siebie i śmierci. Wampiry złamały sacrum śmierci[13], pokonując ją i wiodąc żywot na przekór prawom natury, tym samym stawiając to, w co wierzyliśmy pod znakiem zapytania.
                    Ówcześnie nie przeraża nas nic, prócz lęków samych w sobie. Wraz z rozwijającą się technologią zatraciliśmy coś, co już nie powróci. Nasi przodkowie początkowo obawiali się komputerów – my jesteśmy ich zwolennikami. Nasi przodkowie byli przerażeni wojnami – my je rozpętujemy. Nasi przodkowie drżeli na myśl o wampirach – my je zapraszamy.
                    Wyzbyliśmy się strachu na rzecz rozrywki i przyjemnie spędzanego wieczoru podczas mrożących krew w żyłach seansów. XXI wiek jest czasem szybko zmieniających się tendencji społecznych – budzące grozę zombie ustąpiły pola pięknym niczym Adonis wampirom, które już dzisiaj stały się ikoną kultury popularnej i z dnia na dzień zyskują nowych fanów.
                    Winniśmy się jednak zastanowić czy to, co jest nierealne nie staje się dla nas alternatywną rzeczywistością, do której uciekamy, gdy codzienność wkracza w nasze życie z brudnymi butami.



[1] J. Żulczyk, Świat pokochał Wampira, [w:] http://tygodnik.onet.pl/1,43780,druk.html, 8 stycznia 2011.
[2] J. Żulczyk, ibidem.
[3] J. Żulczyk, ibidem.
[4] A. Rice, Królowa Potępionych, Wydawnictwo REBIS, Poznań, 2003, s.345.
[5] M. Janion, Wampir. Biografia symboliczna, Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk, 2008, s.34.
[6] M. Janion, ibidem.
[7] P. Soszyński, Jak potwór stał się człowiekiem, [w:] Miesięcznik „Machina”, 12/09 / grudzień 2009.
[8] P. Soszyński, ibidem.
[9] J. Żulczyk, op.cit.
[10] J. Żulczyk, ibidem.
[11] P. Soszyński, op.cit.
[12] P. Soszyński, ibidem.
[13] Bestia nowego typu. Powrót księcia nocy. Lepszy wampir czy wilkołak?, [w:] Tygodnik "Forum", nr 29 , lipiec 2010.

piątek, 16 września 2011

Nie potrafię dobrze patrzeć. Nie dostrzegam całego obrazu, zawsze coś mi umyka. Wolę więc wspiąć się na szczyt. Wszyscy się wspinamy. Dorastamy do tego, by móc znaleźć się tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł. Żyjemy, uczymy się, zakochujemy, pracujemy, zakładamy rodziny. Cieszymy się tym, że w metryczce już dawno zniknęła magiczna liczba osiemnaście.
Czasami za dużo w tym wszystkim dojrzałości. Czasami trzeba na powrót stać się dzieckiem. Skakać w deszczu, jeść słodycze, obejrzeć bajkę. Znaleźć w sobie te pokłady bezpieczeństwa, które kiedyś czuło się wstając z łóżka.
Czy powiedziałam dziś "kocham cię"?

Dlatego nie potrafię dobrze patrzeć. Nie widzę rzeczy codziennych. Wolę spoglądać w tę kroplę wody, która uderza o parapet. Wolę skaczące litery, wysypane wersy. Wolę mówić.

piątek, 9 września 2011

Tfórczo

Bądźmy twórczy. Jakkolwiek to słowo może być rozumiane. Twórczo znaczy dobrze - rób ze swoim życiem, co ci się podoba, tylko go nie marnuj. Ojciec zawsze powtarzał mi ucz się, teraz powtarza twórz ;)


Dla chcącego nic trudnego ;)

Początki

Cholera, początki zawsze są trudne. Nigdy nie wiadomo co powiedzieć, co napisać, jak. Nie wiadomo czy to się przyjmie, czy ktoś będzie chciał zaglądać.
Początki zdecydowanie nie należą do najłatwiejszych.
Posłużę się więc własnym wierszem :

Poeci zachodzą za skórę słowami, jakby chcieli
wypalić dziurę i nasączyć ją sobą.
Niektóre ścieżki są utarte - woda wzbiera,
a my próbujemy powstrzymać powódź.


Prawdziwe dźwięki wydają się same, przekornie
i paraliżująco - pisane spojrzeniem albo
palcem, może też być stopa i włos.
Znaki rozpoznawcze i trudne metafory.
Łączą się w ciebie.


Bo poeci potrafią wydawać epitety: tylko
więcej gałęzi im potrzeba, roztkliwień jakichś,
albo par zakochanych, albo parnych nocy.
Układają się same w smutne wersy - trudniej
ocenić, gdzie zaczyna się wiersz, a kończy
miłość.


Próbujemy więc pisać współcześnie - dla im
podobnych dłoni, które przewracają papier : myślami
wybiegamy w daleką przeszłość - wszystko było,
my byliśmy.
Na tej samej kartce ułożone dwa ciała,

żeby lepiej czytać - przestań rozumieć.


I myślę, że będzie to dobry początek :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...