Ile już było paranormalnych romansów? Ile dziwnych stworzeń
walczących ze złem? Ile magii i czarów w książkach dla młodzieży? Niezliczone
ilości, które cały czas rosną i rosną. Tym razem w moje ręce wpadła swobodna
interpretacja znanej wszystkim „Alicji w Krainie Czarów”. Ale Alicja teraz znalazła się w krainie
zombie. Jak sobie tam poradzi?
Tytułową Alicję poznajemy w dość normalnych okolicznościach –
na zabawie z siostrą na podwórzu obok domu. Wydaje się, że wszystko jest
normalne, ale szybko przekonujemy się, że wcale nie. Alicja i jej młodsza
siostra nie mogą po zmroku wychodzić z domu. Ich ojciec bowiem ma pewną obsesję
na punkcie istot czających się w mroku. Tylko on je widzi. Tylko on się ich
boi. Alicja nie wierzy w bajki ojca, ale nie jest też w stanie przeciwstawić
się mu. Pewnego jednak dnia, gdy zbliżają się urodziny Alicji, młodsza siostra
błaga ją, by poprosiła ojca o pewną przysługę. W szkole będzie recital, w którym
Emma chciałaby wziąć udział, problemem jest to, że skończy się on już po
zmroku.
Alicja kocha swoją siostrę całym sercem, dlatego też
postanawia wyprosić u matki pozwolenie. I choć idzie to opornie, w końcu udaje
się namówić ojca i całą czwórką jadą na przedstawienie. Emma wypadła świetnie,
wszyscy dobrze się bawili, oklaskiwali grających, a ojciec dziewczyn zaczął się
robić coraz bardziej niespokojny. W pewnym momencie na siłę zaczął ciągnąć całą
rodzinę do samochodu. Rozglądał się wokół, poprosił żonę, żeby to ona
prowadziła i wybrała jak najszybszą drogę do domu. Ta jednak prowadziła tuż
obok cmentarza. Dziesięć minut przed domem, tuż za cmentarzem, rozbili się,
samochód dachował. Alicja obudziła się w momencie, gdy „istoty” pożywiały się
jej ojcem. Jak to się skończy? Czy Alicja w końcu uwierzy w zło, o którym tak
długo opowiadał jej ojciec?
Gena Showalter dość ciekawie potraktowała znaną wszystkim,
kultową więc powieść. Mimo że jest to romans paranormalny, w którym mamy
dziewczynę o pewnych mocach, mamy chłopaka tajemniczego, pewnego siebie i mamy
między nimi chemię, która ciągnie ich ku sobie, to wbrew pozorom nie jest to
odpychające. Właściwie to tuż po zakończeniu książki zaczęłam się zastanawiać
kiedy będzie następna część. Wciągnęłam się. Historia toczyła się wolna, dając czytelnikowi
czas na rozmyślanie, na poznanie nowego dla Alicji świata, w którym musiała
nauczyć się żyć. Musiała pogodzić się z tym, że cały czas patrzyła na ojca
krzywo, a on miał rację. Chronił swoją rodzinę.
Alicja jest typową bohaterką romansów dla nastolatek, mimo
to ma w sobie jakąś ciekawą historię. Nie irytowała mnie, nie sprawiała, że
chciałam zamknąć książkę i więcej do niej nie wrócić. Może dlatego, że
dziewczyna sama chciała poznać prawdę, uczyć się walczyć z potworami, próbowała
dać z siebie wszystko, choć niemalże nic nie wiedziała na ich temat. Może to
właśnie ten upór, próba poradzenia sobie z własnymi demonami tak mnie do niej
przekonała.
„Alicja w Krainie Zombie” to ciekawa książka. Czyta się ją
szybko, płynnie, strony są wręcz pochłaniane. Nie można się od niej oderwać, a
po przeczytaniu ma się niedosyt. To chyba mówi samo za siebie. Szczerze
polecam.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira.
5/6
Czytałam już naprawdę przeróżne opinie o tej książce. Jedne były bardzo pochlebne, inne bardzo negatywne. Sama już nie wiem co o książce myśleć. Chyba będę musiała ją przeczytać by wyrobić sobie własną opinię na jej temat :)
OdpowiedzUsuńMiałam okazję przeczytać tę książkę, ale zrezygnowałam. Mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazję.
OdpowiedzUsuńJa byłam (nadal jestem) oczarowana ową pozycją ;)
OdpowiedzUsuń58 years old Physical Therapy Assistant Eleen Brosh, hailing from Manitou enjoys watching movies like "Resident, The" and Community. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a 911. Wiecej informacji
OdpowiedzUsuń