Andre Norton
to niekwestionowana królowa fantastyki. Jej książki sprzedają się w ogromnych
nakładach, a sama autorka nie próżnowała i serwowała swoim fanom książka za
książką. Sama niegdyś sięgałam po jej powieści i przeczytałam ich niezliczoną
ilość. Teraz do niej wracam. I choć nie czytałam pierwszego tomu, w którym
główną postacią był Simon Tregarth, to nie przeszkodziło mi to w nadrobieniu
zaległości. O to co wiem z części pierwszej. Simon to żołnierz, który w
magiczny sposób przenosi się do Estcarpu – krainy, w której żyją prawdziwe
czarownice. W jednej z nich się zakochał. Czarownice jednak są zdystansowane,
trudno je „okiełznać”. Simon jednak rozpalił płomień miłości w sercu Jaelith,
która postanowiła złamać wszelkie zasady i wyjawić ukochanemu swoje imię, co
wiązało się z pewnym konsekwencjami.
W części drugiej spotykamy naszych
bohaterów jako szczęśliwych i nad wyraz zakochanych w sobie małżonków. Jaelith
myślała, że poświęciła swoją moc dla Simona, jednak pewnej nocy przekonała się,
że to nie prawda. Otóż doszło do niej wołanie o pomoc. Loyse, ukochana Korisa,
który był zarazem przyjacielem Simona, została porwana. W jakim celu? Nie
wyjawię, powiem jedynie, że to zagrywka polityczna. Świeżo upieczeni
małżonkowie musieli się rozstać. Jaelithe postanowiła bowiem udać się do swoich
zwierzchniczek i powiedzieć im, że nie utraciła swoich mocy. Nadal je i
potrzebuje swojego klejnotu, który symbolizował posiadanie mocy.
Simon zaś
udał się na poszukiwanie Loyse. Na swojej drodze spotyka wiele
niebezpieczeństw, ale również wskazówek, które mogą pomóc mu w jego ekspedycji.
Takim oto sposobem natrafia na twierdzę przybyszów z innego świata, takich
samych jak on sam. Dzięki ich pomocy może raz na zawsze rozprawić się z
zagrażającymi światu czarownic Kolderczykami. Czy mu się to jednak uda? Czy
odnajdzie Loyse?
Na Andre
Norton nie można się zawieść. I tym razem pokazała, że jej wprawne pióro,
niesamowite opisy, bohaterowie, wszystko połączone w jedną całość daje naprawdę
kawał dobrej powieści. Wyobraźnia czytelnika działa na zwiększonych obrotach, a
świat Estcarpu wydaje się być realny, zupełnie jakby znajdował się tuż obok.
Andre Norton potrafi przenieść czytelnika w każdy świat, każde miejsce, które
sobie wymyśli – a my jej wierzymy.
Bohaterowie
są mocni, wyraziści, pełni energii, którą roztaczają na kartkach książki. To
sprawia, że kończąc powieść ma się uczucie niedosytu. Ale nie tylko to jest
mocną stroną. Andre Norton wprowadza czytelnika w zawiłe meandry intryg,
podsuwa pytania, ale rzadko daje odpowiedzi, przez co czytanie jej powieści
staje się jeszcze bardziej fascynujące.
Książkę
polecam z czystym sercem wierząc, że fani fantastyki się nie zawiodą, a cała
reszta zostanie urzeczona.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Stowarzyszenia Sztukater
5/6
Nie słyszałam o tej autorce. Skoro nazywana jest królową fantastyki to muszę zajrzeć.
OdpowiedzUsuńzapowiada się ciekawie, ale najpierw muszę dostać część pierwszą :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tej książce ani autorce, ale muszę przyznać, że zaciekawiłaś mnie... :D
OdpowiedzUsuńNie lubię zaczynać serii od środka, a tej jeszcze nie poznałam. Jednak mam ją w planach ;)
OdpowiedzUsuń