W horrorach zaczytuje się z uwielbieniem. Począwszy od
Mastertona, na Ketchumie kończywszy. Ostatnio do tego grona dołączył również
autor „Golema”, Edward Lee. Mam za sobą już dwie jego książki i obydwie wypadły
świetnie, więc biorąc do rąk „Golema” spodziewałam się mrożących krew w żyłach
opisów makabry i okrucieństwa. Czy się zawiodłam?
Lowensport. Spokojne, ciche miasteczko, które skrywa
tajemniczą przeszłość. To właśnie tutaj sprowadza się Seth Kohn wraz ze swoją
ukochaną. Obydwoje zostawili za sobą bagaż trudnych doświadczeń życiowych. Mężczyzna
uzależnił się do alkoholu po śmierci swojej żony, Helen, zaś Judy nie mogła
poradzić sobie z problemem narkotykowy. Od momentu, gdy się poznali, ich los
się odmienił. Oboje naprostowali się, a Seth wydał grę, która okazała się hitem,
dzięki czemu para zakochanych mogła sobie pozwolić na kupno okazałej
posiadłości – Lowen House.
Jednak u Edwarda Lee tylko początek jest spokojny. W okolicy
bowiem giną ludzie. Nie są to jednak zwyczajne zgony. Ciała są rozszarpane, a
ofiarami stają się narkotykowi dilerzy. Policja nie wie, jak to jest możliwe, a
mieszkańcy nie puszczają pary z ust. Seth i Judy zaś nie wiedzą, że w ich domu
kryje się tajemnica – mroczna i niebezpieczna.
Autor jednak przenosi nas również w odleglejsze czasy, w
1880 rok – czas, w którym historia Lowensport przybrała okrutny bieg. Bowiem
to, co się wtedy wydarzyło, padło cieniem na późniejszych mieszkańców i ich
rodziny. Legendy i mity stały się rzeczywistością, zbyt makabryczną, by w nią
nie uwierzyć. Kto stoi za morderstwami? Jak przeszłość łączy się z
teraźniejszością? Kim jest tytułowy Golem? I co z tym wszystkim mają wspólnego
Seth i Judy?
Edward Lee znowu przenosi nas w świat pełen krwi, świat
niewyobrażalnie niebezpieczny i pełen niszczycielskich sił. Tym razem jednak
autor czerpie z legend judaizmu. Dla mnie osobiście dodało to pikanterii
powieści. Golem to mistyczna postać powstała z gliny, wykorzystywana w różnych
celach. Możecie więc sobie wyobrazić, jaką role odegrała w książce.
Bohaterowie, jak to u Lee bywa, są różnoracy. Jedni
sadystyczni, gotowi na wszystko, nie cofający się przed brutalnymi metodami, które
mają doprowadzić ich to wybranego celu. Inni zaś mimo swoich „dziwnych”
skłonności, potrafią kryć się za maskami uprzejmości i dobra. Jeszcze inni
odnajdują w sobie siłę do walki, mimo że los naznaczył ich trudnymi
przeprawami. Nikt z nich nie jest do końca wybielony, ale też nikt nie jest do
szpiku kości zły. Dzięki temu czyta się o nich z wypiekami na twarzy, chłonąc
kolejne kartki, byle tylko dowiedzieć się, jak historia się zakończy. A kończy
się ciekawie.
Edward Lee zabiera nas w podróż naznaczoną grozą –
przeszłość bowiem żąda zadośćuczynienia. Podróż pełną strachu i niepokoju co do
następnego dnia. Podróż w nieznane. Podróż splamioną krwią niewinnych, ale też
tych, którzy na śmierć zasłużyli. Podróż z okrucieństwem, odwiecznym tańcem
życia i śmierci. Odważni ci, którzy się go podejmą.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.
6/6
uwielbiam horrory, kocham twórczość Mastertona a z książką i autorem muszę się zapoznać Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAch ten Lee... Książka już za mną i dobrze ją wspominam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Książka już za mną i nawet całkiem dobrze ją wspominam, aczkolwiek wolałam bardziej poprzednie dzieła autora.
OdpowiedzUsuńA ja się przyznam (choć mi wstyd), że nie czytałem jeszcze żadnej książki E. Lee. Mam jakieś bliżej niesprecyzowane opory, obawy, że mi się nie spodoba, nawet pomimo wysokich ocen, jakie zbiera. I tak czekam, czekam na jakąś promocję/wyprzedaż, wtedy bez strachu sprawdzę :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie jestem przekonana do tej lektury, wolałabym poznać chyba wcześniejsze jego książki, no i ta okładka jakaś taka... nijaka.
OdpowiedzUsuń