Twórczość Susan Wiggs już znam. Przeczytałam nie jedną jej
książkę i za każdą skończoną kartką żałowałam, że to już. Teraz znowu miałam
okazję zatopić się w jej powieści. Romantyczna nazwa „Spotkanie nad jeziorem”
obiecywało mi świetną rozrywkę. Czy tak było?
Co byś zrobiła, gdyby cały twój dotychczasowy świat, który
znałaś i budowałaś, ległby w gruzach? Tak właśnie stało się z Kim. Kobieta
zajmująca się PR i tworzeniem wizerunku medialnego gwiazd sportu, zakochała się
w jednym ze swoich podopiecznych. I niby nie ma w tym nic złego. Ale jakiś czas
później owy podopieczny zwalnia ją, zrywa z nią, a Kim w jednej chwili znajduje
się na życiowym zakręcie. Mając przy sobie jedynie torebkę postanawia wrócić do
mamy i ułożyć sobie wszystko w głowie. Na lotnisku spotyka mężczyznę, który od
początku oczarowany jest jej urodą. To spotkanie zapamiętają oboje.
Bobby odbierał z lotniska syna, którego nigdy nie miał
okazji poznać. Okoliczności sprawiły, że matka wysłała go do ojca, z którym
tymczasowo miał zamieszkać. Sportowiec, bejsbolista, całe życie marzył o
wielkiej grze, światowej sławie. I teraz ma ku temu szansę. Może przenieść się
z lokalnej drużyny, do jednej z tych większych, znanych, lubianych. Problem w
tym, że wiązałoby się to z długim wyjazdem szkoleniowym, a Bobby dopiero co
poznał syna i nie chce narażać go na kolejne rozstanie. Na domiar złego
kawalerka, w której mieszka mężczyzna nie nadaje się na mieszkanie dla dziecka.
Postanawia to zmienić. Jego przyjaciel daje mu adres miejsca, w którym z
pewnością się zaklimatyzuje. A drzwi otwiera mu … Kim. Co z tego wyniknie? Czy
nieprzyjemne spotkanie z lotniska pójdzie w niepamięć? Jak w nowej sytuacji
odnajdzie się syn?
Nie zawiodłam się na Susan Wiggs i kolejny raz otrzymałam
nie tylko niesamowitą dawkę uczuć i emocji, ale również niesamowitego ciepła,
które w końcu każdy z nas poszukuje. Autorka nie bombarduje nas akcją, ale
dawkuje ją, dzięki czemu upajamy się książką ze strony na stronę, czekając na
to, co ma się wydarzyć.
Bohaterowie skonstruowani są w sposób realny, przyziemny –
mają swoje problemy, mają wady, nie są idealni, ale właśnie to czyni ich
ludźmi. Kim znalazła się w trudnej sytuacji życiowej, załamana i rozbita musi
poradzić sobie nie tylko z własnymi uczuciami, ale również problemami
finansowymi. Postanawia jednak stanąć na nogi i pomóc mamie, a także sobie.
Jest silna, pewna siebie, zaradna i kobieca. Bobby zaś mimo że z początku
sprawiał wrażenie lekkoducha, bardzo szybko przeistoczył się w odpowiedzialnego
mężczyznę, który zdał sobie sprawę z tego, że już nie jest sam – ma syna, o
którego musi dbać.
Książkę czyta się niesamowicie szybko. I to nie tylko
zasługa prostego i przejrzystego stylu autorki, ale również fabuły –
autentycznej, pełnej życiowych wyborów i trudności. Dzięki temu bohaterowie i
przydarzające się im sytuacje, stają nam się bliższe.
Myślę, że „Spotkanie nad jeziorem” jest pełne ciepła,
nadziei i wiary – ciepła płynącego z miłości, nadziei na to, że w końcu musi
być lepiej i wiary w to, że odnajdziemy swoje szczęście. Choćby dlatego warto
się z tą pozycją zapoznać.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira.
5/6
Czytałem jedną powieść autorki i byłem zachwycony.
OdpowiedzUsuńO, czyli nawet facetom może się spodobać :) Niewykluczone, że kiedyś coś tej autorki przeczytam :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory Wiggs poznałam tylko z historycznej strony - czytałam jej "The Charm School". Po tej recenzji będę musiała rozważyć, czy nie sięgnąć i po jej współczesne powieści ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka już czeka na mojej półce. Jestem jej strasznie ciekawa.
OdpowiedzUsuńMam w planach na razie trzy tytuły tej autorki i widzę, że chyba muszę dodać i ten ;)
OdpowiedzUsuń