piątek, 29 czerwca 2012

"Freelancer" Andrzej Te


Tak bezsensownie, po prostu, poczułem, że nic nie ma dla mnie sensu. To było złe i musiało się zmienić, choć nie miało przecież sensu... Podświadomie zrozumiałem, że nie mogę być kolejną nudną historią, której nikt właściwie nie opowiedział...

Freelancer. Piękna, kolorowa okładka, która przyciąga wzrok. Novae Res postarała się o wizualne wydanie książki Andrzeja Te, sprawiając, że czytelnik w pierwszym odruchu zastanawia się nad tym, co to może być i z chęcią wyciąga po tę pozycje rękę. O czym jest freelancer? Przekonajcie się sami.

Iks Igrek jest młodym mężczyzną, poświęcającym swój czas na rozboje, pochłanianie dużej ilości alkoholu, wpadanie w kłopoty – jednym słowem rozrabiaka pełną gębą, a jego przyszłość nie wygląda zbyt kolorowo.  Ponadto uwikłany jest w działalność przestępczą. Wydawałoby się, że nie będzie potrafił otrząsnąć się z życia, które przyszło mu wieść, a dorosłość odbije na nim swoje piętno. Jednakże wkraczając w nowy świat, pozostawiając za sobą „dzieciństwo” Iks przechodzi swoistą metamorfozę. Bowiem książka nie kończy się na tym.

W pewnym momencie autor przenosi nas i przedstawia Iksa jako trzydziestoletniego mężczyznę, który boryka się ze zgoła innymi problemami. Zmuszony do zamknięcia własnej firmy, udaje się na przymusowe bezrobocie, które sprawi, że zacznie intensywnie zastanawiać się nad otaczającą go rzeczywistością. W końcu bohater dojdzie do tego, co przez całe życie było mu obce i rozpocznie poszukiwania swojego miejsca na ziemi. Czy mu się to uda?

„Freelancer” jest ciekawą propozycją dla czytelników. Autor bowiem opisuje problemy związane ze współczesnością – problemy dotykające w pewnym momencie każdego z nas. Opis wkraczania w dorosłość nie różni się zbytnio z rzeczywistością. Większość młodych ludzi przechodzi przez burzliwe koleje swojego losu, trwoniąc młodość na alkohol, narkotyki i bójki.

Książka ta jednak nie jest do końca smutnym obrazem – autor potrafił umiejętnie wpleść w powieść wątki humorystyczne, ale również wiele odniesień i metafor, dzięki którym fabuła nabiera innego wymiaru. Dodatkowym plusem są komiksy, które intrygują i są ciekawym dopełnieniem całej książki.

Uważam, że „Freelancer” to pozycja interesująca, różniąca się od wielu wchodzących na rynek ze względu na oryginalność i inne podejście do tematu. Autor bowiem skupił się na współczesnym świecie, pozbawił go kłamstwa, zamieniając w bolesny autentyczny obraz naszych czasów. Z pewnością wielu z was przypadnie do gustu jej przesłanie. Polecam!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.

4.5/6

wtorek, 26 czerwca 2012

"Miłość na wrzosowisku" Anna Łajkowska + konkurs


Po „Pensjonacie na wrzosowisku” przyszedł czas na kontynuację. „Miłość na wrzosowisku” pochłonęłam równie szybko, co poprzednią część. Czy jest taka sama czy lepsza? Cóż, zaraz się o tym przekonacie.

Powoli jej marzenia głównej bohaterki stają się rzeczywistością. Powracamy do Anglii, gdzie Basia zakupiła dom, w którym na dole ma zamiar zrobić kawiarenkę. Jej mąż został w starym mieszkaniu. Kobieta ze wszystkimi problemami została sama. Po pierwsze musi nadzorować wszystkie prace budowlane, zająć się dziećmi, poukładać sprawy papierkowe. Nie ma wsparcia u męża, który po przyjeździe do nowego domu zajęty jest swoją pracą. Małżeństwo Basi i Marka wisi na włosku. Nie potrafią ze sobą rozmawiać, coraz bardziej się od siebie oddalają.

W tym trudnym czasie na drodze Basi znowu staje James. Anglik niesie jej pomóc przy każdym problemie, a Basia stopniowo zaczyna darzyć go uczuciem mocniejszym niźli przyjaźń czy życzliwość. Para jest zmuszona ukrywać swoje uczucia przed całym światem. Obydwoje mają rodziny, obydwoje dzielą z kimś wspólną przeszłość, a jak wiadomo trudno jest przekreślić wspólne wspomnienia i spędzony ze sobą czas. Basia staje więc przed trudnym wyborem – czy zostać u boku męża czy jednak spróbować szczęścia z przystojnym Anglikiem, który oferuje jej przyszłość? Jak to się skończy.

Anna Łajkowska znowu wprowadza nas w brytyjski świat. Jednakże czułam, że ta książka napisana jest trochę inaczej. Wydaje się, jakby autorka trochę bardziej dojrzała. Może to zasługa obranej tematyki, bowiem w tej części poruszane są trudniejsze tematy. Pojawiają się pytania, na które odpowiedź na pewno kogoś zrani.

Czytając powieść, próbujemy sami sobie wyjaśnić, która z opcji jest lepsza – wybór szalonej miłości czy próba ratowania małżeństwa. Dzięki tym rozbieżnością i codziennością emigrantów książka dalej sprawia wrażenie do bólu prawdziwej, przepojonej wydarzeniami, które mogły przydarzyć się każdemu z nas. Autorka pozostawia jednak pewne pytania bez odpowiedzi, byśmy sami dodali sobie to, co chcielibyśmy zobaczyć.

„Miłość na wrzosowisku” napisana jest lekkim, przyjemnym stylem, przez co przedstawiona historia wciąga nas niemalże od samego początku. Co wybierze Basia? Stare ale znane czy nowe nieodkryte? Tego nie mogę zdradzić. Uważam jednak, że każdy z nas czasami stoi na rozdrożu i nie potrafi się zdecydować na to, co ma przed oczami. Czasami warto więc znaleźć w sobie trochę więcej siły, by unieść powieki i ujrzeć, że szczęście wcale nie jest tak daleko, jak by się wydawało. Książkę szczerze polecam!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Damidos.

4.5/6

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jeśli jesteście ciekawi tej książki oraz "Pensjonatu na wrzosowisku" mam dla was dobrą wiadomość. Razem z wydawnictwem Damidos ogłaszamy konkurs. Do wygrania są obydwie książki. Co musicie zrobić?

1. Odpowiedzieć na pytanie - Stare znane czy nowe nieodkryte. W kilku zdaniach napisz czy w życiu lepiej jest naprawiać czy budować.
2. Odpowiedzi zamieszczamy pod tym postem do 3 lipca.
3. Anonimowi proszę podać adres mail.
4. Wygrać może jedna osoba. Kryterium oceny - kreatywność :)
5. Miło by było jakbyście dodali blog do obserwowanych, ale to nie konieczność.
6. Jeszcze milej by było, jakbyście powiadomili o konkursie na swoich blogach.
7. Powodzenia i czekam na Waszą kreatywność!


sobota, 23 czerwca 2012

"Kawalerowie Angeliny" Brian O'Reilly


Jak ugotować szczęście? Wydaje się, że jest to całkowicie niemożliwe. Ale stare powiedzenie mówi przez żołądek do serca, a stamtąd niedaleka droga do osiągnięcia celu. Miłosne afrodyzjaki, smaczne jedzenie, szczypta wiary i kilogramy nadziei – to wszystko można odnaleźć w książce „Kawalerowie Angeliny”.

Angelina jest szczęśliwą żoną, całkowicie i totalnie zakochaną w swoim mężu.  Żadne znaki na niebie i ziemi i nie przygotowały ją na największy cios od losu. Pewnej nocy, jej ukochany Frank, umiera, a Angelina musi nauczyć się poskładać swoje życie na nowo, bez męża, który zawsze stał u jej boku, wspierając ją swoją miłością. Pierwsze dni po pogrzebie, kobieta spędza jakby była w jakimś amoku, który stopniowo doprowadza ją do… kuchni.

Angelina po utracie pracy całą swoją energię przenosi w jedzenie. Tym sposobem odnajduje swoje „powołanie”, a jej cudowne i smakowite wypieki dostaje niemalże każdy z sąsiadów. Ale na tym się nie kończy jej przygoda. W pewnym momencie dostaje propozycje gotowania za pieniądze dla siedmiu kawalerów. Angelina zgadza się, a co z tego wyniknie, przekonacie się, czytając książkę.

Po przeczytaniu książki jedno słowo od razu nasuwało mi się na myśl – magia. Otóż cała powieść wydaje się być całkowicie magiczne, pełna uroku i ciepła. Można ją zaliczyć do obyczajówki, ale na pewno nie romansu. Brian O’Reilly skupił się bowiem na pokazaniu innych, równie ważnych uczuć, niźli miłości. W książce tej główną rolę odgrywają kontakty międzyludzkie – przyjaźnie, zrozumienie drugiego człowieka, próba niesienia pomocy i totalnie bezinteresowna dobroć. Takimi cechami odznacza się właśnie Angelina.

W postaciach znajdujemy różne cechy, przeważa jednak ich autentyczność, przedstawienie w sposób ludzki, pozbawiony maniery, a wręcz przeciwnie – każda przewijająca się przez książkę postać zdaje się być do bólu naturalna i prawdziwa, dzięki czemu to, co autor nam przedstawia, cały świat, staje się namacalny.

Warto wspomnieć, że dodatkowym plusem książki są przepisy. Z chęcią sama skusze się na wykonanie kilku z nich i zobaczę, czy wyjdą mi równie dobrze jak Angelinie. Owe przepisy są różnorakie – znajdziemy tutaj opis zrobienia ciasta albo też jajek po benedyktyńsku.

Ciepła, ciekawa, momentami wzruszająca, innym razem podnosząca na duchu – książka Briana O’Reilly to powieść przepojona budującą siłą. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie – bowiem siła „Kawalerów Angeliny” nie tkwi ani w przepisach, ani też w samej historii, a w przekazaniu tego, co najważniejsze. Człowiek jest zwierzęciem stadnym i każdy z nas potrzebuje kogoś, kto się nim zatroszczy.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.

5/6

piątek, 22 czerwca 2012

"A między nami ocean" Susan Wiggs


Czasami to, co najważniejsze, mamy przed oczami, ale przez problemy, szarą codzienność, pogoń za samym życiem – zwyczajnie tego nie dostrzegamy. Gdy jednak dochodzi do tragedii, wówczas dopiero otwieramy ślepia i widzimy, że wcale nie jest tak źle, jak nam się wydawało. „A między nami ocean” jest na to najlepszym przykładem.

Grace ma wszystko, o czym marzy każda kobieta – przystojnego i kochającego męża, trójkę wspaniałych dzieci, pieniądze. Jednakże można rzec, że jest samotną matką. Steve bowiem jest żołnierzem, pracuje na lotniskowcu i rzadko bywa w domu. Wie, że Grace poradzi sobie bez niego, a „podwójne” życie przecież mu się podoba. W idyllicznym świecie pojawiają się rysy, które trudno będzie wypolerować. Ciągła zmiana miejsca zamieszkania, wieczne podróże i brak własnego miejsca na świecie powoli zaczynają denerwować Grace.

Kobieta zaczyna brać swoje życie za barki. Chce się spełniać zawodowo, pragnie mieć swój dom. Ze względu na brak męża przy codziennych decyzjach, niektóre z nich podejmuje bez angażowania go, wie bowiem, jakby na nie zareagował. Stopniowo oddalają się od siebie, co wpływa nie tylko na nich, ale również na ich niemalże dorosłą trójkę dzieci.  Gdy dochodzi do eksplozji na lotniskowcu, a Steve zostaje uznany za zaginionego, Grace przeżywa najtrudniejsze chwile w swoim życiu. Zaczyna wszystko analizować i dochodzi do wniosku, że nie potrafi żyć bez męża i oddałaby wszystko, byle tylko wrócił cały i zdrowy. Czy Steve stanie na progu domu i przywita żonę?

„A między nami ocean” to książka pełna ciepła, opowiadająca o zwyczajnym życiu amerykańskiej rodziny, która zmuszona jest pogodzić się z trudną pracą męża i ojca. Brak jego codziennej obecności odbija się na każdym z jej członków. Susan Wiggs autentycznie opisała rozterki głównych bohaterów, nie popadając w skrajności, a przybliżając czytelnikowi ich uczucia i emocje w danym momencie. Dzięki temu postacie stają się dynamiczne, plastycznie ułożone w nierówne linie, które kształtowane są przez wydarzenia.

Największym dynamizmem odznaczała się właśnie Grace. Jej silna wola i samozaparcie okazały się najlepszą drogą do zmienienia siebie na lepsze. Podziwiałam jej upór w dążeniu do celu, mimo tego, że nie miała wsparcia w mężu. Sam Steve z początku budził we mnie mieszane uczucia. Całym sercem zaś pokochałam ich córkę, Emmę, która stała się dorosła zbyt szybko przez tragiczne doznania, których była ofiarą.

Książka ta to nie tylko podróż w głąb ludzkich uczuć i pragnień, to również opowieść pełna wewnętrznych rozterek, z którymi muszą się uporać rodziny żołnierzy. Ich trudne życie wiedzie się na dwóch torach, a każdy z nich wydaje się być nieodpowiedni. Trudne rozstania, wesołe powroty, ulotne chwile szczęścia, a później znowu rozstania. To ciężkie, ale potrafią odnaleźć w sobie siłę, by przetrwać, dają z siebie wszystko, by utrzymać się na fali. Książkę polecam tym, którzy potrzebują odnaleźć nadzieję i wiarę w to, że nic tak naprawdę nie jest stracone.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira.

5/6

środa, 20 czerwca 2012

"Pensjonat na wrzosowisku" Anna Łajkowska


Oto kolejny debiut, który trafił w moje łapki.  Z początku zostałam zauroczona okładka – niesamowicie klimatyczna i ciepła. Później oczarowało mnie to, co znalazłam w środku. Anna Łajkowska sprostała, według mnie, wymaganiom i napisała dobrą książkę.

Emigracja jest ciężka. Wie o tym każdy, kto tego próbował. Basia zrobiła to myśląc, że znajdzie tam lepsze perspektywy na życie. Zostawiła wszystko za sobą i wyjechała. Jednak jak to w życiu bywa, nie wszystko okazało się tak kolorowe, jakby tego chciała. Pracy znaleźć nie mogła, dlatego postanowiła wychować dziecko. Zamknęła się w domu, coraz bardziej pogrążając się w niechęci i smutku, a świat wokół zdawał się pluć jej w twarz. W pewnym momencie żal i frustracja osiągnęły u niej poziom zenitu. Odrzuca propozycje wakacji z rodziną i z najmłodszym synem ucieka do pensjonatu w Szkocji, nie patrząc na to, co pomyśli reszta rodziny.

Na miejscu poznaje wielu ciekawych i niesamowitych ludzi, ich historie, losy, poznaje ich życie, dzięki czemu odnajduje w sobie siłę do spojrzenia na własne z drugiej strony. I choć dalej nic nie idzie po jej myśli, to właśnie to sprawia, że w końcu odnajduje najważniejsze rzeczy. Jak poradzi sobie Basia? Co myśli o tym Marek? Czy uda jej się odnaleźć szczęście?

Anna Łajkowska przedstawiła nam obraz kobiety, w której dostrzec można cechy każdej z nas. Uniwersalność tej postaci punktuje, a czytając o niej zadajemy sobie cały czas pytanie, jak my byśmy postąpiły na jej miejscu. Pragnienie bycia szczęśliwą, lęk przed nowym światem, miłość do rodziny. Basia okazała się bowiem jedną z nas – pełną wewnętrznego lęku, który musiała w sobie stłumić. Autorka, która spędziła kilka lat w Wielkiej Brytanii wiernie odtworzyła otaczający Basię świat.

Autentyczność powieści nie przejawia się jednak tylko i wyłącznie w tle. Sama fabuła, sama Basia wydaje się być tak realistyczna, że aż namacalna. Jej silna wola, a jednocześnie trudność w nawiązywaniu relacji z innymi daje nam obraz typowej kobiety.

Książkę czyta się niesamowicie szybko, a historia wciąga od samego początku. Historia Basi wkrada się w nasze życie i nie pozwala przestać o niej myśleć. Autorka pięknie malowała słowem obrazy, dzięki czemu wszystko mamy przed własnymi oczami.

Uważam, że to dobra powieść na zimne popołudnia. Jest bowiem pełna ciepła i nadziei na to, że los jednak okaże się łaskawy. Jest również wypełniona miłością i wiarą, a także zrozumieniem i próbą dostrzeżenia tego, co stoi tuż obok nas. Polecam!

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Damidos.

4.5/6



niedziela, 17 czerwca 2012

"Historia burdeli" Monica Garcia Massague


Domy uciech męczą mnie (...), chociaż niektóre z najbardziej skromnych ich mieszkanek częstują mnie naparem i prowadzą ze mną długie rozmowy, którym - pomimo powagi poruszanych tematów - częściowa lub całkowita nagość moich rozmówczyń dodaje smakowitej prostoty.
Marcel Proust str. 113

Domy rozkoszy, domy rozpusty, domy schadek, burdele – nazw jest dużo więcej, ale wszyscy doskonale wiedzą, o co w tym biznesie chodzi. Choć od dawien dawna jest to temat tabu, po cichu rozmawiają o nich wszyscy. Książka "Historia burdeli" Monicii Garcii Massague to dość ciekawa propozycja podparta literaturą związaną z tematem. I choć seks jest naturalną potrzebą człowieka, należy zastanowić się nad tym, jak postrzegany był kiedyś, a jak dzisiaj.

Autorka rozpoczyna swoją wędrówkę od czasów starożytych, dość precyzyjnie przedstawiając nie tylko świętą prostytujcję, uprawianą przez kapłanki w różnych świątyniach. Zwraca też uwagę na liczne rytuały i tradycje, którym kobiety musiały się podporządkować. Jednym z nich jest nakaz odbycia stosunku z nieznajomym mężczyzną przed ślubem. Kobieta musiała udać się do świątyni i czekać, aż zostanie wybrana. Mogło to trwać zdecydowanie dłużej niż jedną noc.

Wiele ciekawych informacji zostaje przytoczonych i przekazanych w przystępnym języku. Autorka prowadzi nas przez starożytną Grecję i Rzym po kraje arabskie, Indie aż do Japonii. W każdym z kraów prostytuacja była szeroko rozpowszechniona, a przyjemności zażywali w nich nie tylko ludzie z klas średnich, ale najczęściej ci na wysokich stanowiskach. Niektóre obrazy podsuwane przez autorkę sprawiają, że włos jeży się na głowie – mówię tutaj choćby o przygotowywaniu niespełna ośmioletnich dziewczynek do seksu oralnego, ale takich sytuacji było zdecydowanie więcej.

Gospodarka danych krajów napędzana maszyną seksu przynosiła spore dochody. Pewnie dlatego też dziedzina ta uprawiana jest dalej, w różnorakich warunkach. Prostytuacja istniała od zawsze i istnieć będzie, bez względu na czasy. O ile jednak dawniej wydawała się mniej gorszącym zawodem, o tyle dzisiaj kojarzy się jedynie negatywnie. Wcześniej szeroko kojarzona z wieloma dziedzinami sztuki, dzisiaj zdaje się stwarzać jedynie wrażenie niedozwolonych przejawów seksualnych potrzeb.

Trudnym jest wydanie osądu na ten temat. Sztuka miłości bowiem nie polega na oddawaniu się kolejnym partnerom w zamian za pieniądze. Niestety, większość młodych dziewczyn bez lepszych perspektyw na życie uważa, że jest to jedyny sposób na zdobycie szybkich i wysokich pieniędzy.

Uważam, że autorka dość ciekawie przedstawiła nie tylko historię domów rozkoszy, ale również ich charakter i znaczenie w danych czasach. Książka okraszona wieloma obrazami, ilustracjami i ciekawymi cytatami to interesująca propozycja dla tych, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej na temat domach prostytucji.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Bellona.

5/6


Niedługo na blogu odbędzie się konkurs, w którym do wygrania będą dwie książki - "Pensjonat na wrzosowisku" i "Miłość na wrzosowisku" - autorstwa Anny Łajkowskiej. Bądźcie czujni xD

środa, 13 czerwca 2012

"Bezsenność anioła" L.H Zelman


W polskiej literaturze pojawił się paranormal romance. Zdziwieni? Ja też byłam, ale z chęcią sięgnęłam po książkę. Anioły, Upadli, wojna, miłość, zdrada i zniszczenie – wszystko, co potrzeba do zdobycia czytelników. Jak wypadła „Bezsenność anioła” drugi tom trylogii polskiej autorki L.H Zelman?

Azathra wróciła na ziemię w odmienionym wcieleniu. Tym razem nie będzie dziewczyną niepewną siebie, odrodziła się jako piękna i silna kobieta, której powierzono niesłychanie poważne zadanie.  Musi na nowo połączyć więzami Drzewo Życia, które zostało zniszczone przez zbuntowanego anioła, Samaela. Zadanie to nie jest łatwe. Potężna anielica ukrywa się w ciele Andrei, a do jej ochrony przydzielono siedmiu Archaniołów.

Zegar jednak tyka coraz szybciej. Wojna zbliża się wielkimi krokami, Upadli zacierają ręce, a odnalezienie 10 sefir, które ukryły się w ciałach ludzi, zdaje się być próżne. Azathra jednak nie jest sama. Czy uda jej się wykonać misję? Czy miłość ją odnajdzie? Czy Upadli wygrają? Wojna się rozegra? Na te pytania odpowiedzi poznacie po zapoznaniu się z lekturą.

Ostatnio miałam do czynienia z książką polskiej autorki, która pisała o popularnych teraz wampirach. Wtedy szczerze się zawiodłam. Tym razem moja wiara w rodzimych autorów wzrosła. Po zapoznaniu się z pozycją L.H Zelman jestem w stanie powiedzieć, że z pod pióra polskiej autorki powstało coś naprawdę ciekawego i wartego uwagi. W szczególności dla tych, którzy zaczytują się w paranormal romance, ale nie tylko. Każdy, kto interesuje się aniołami, znajdzie tutaj coś dla siebie.

Książka napisana jest językiem przystępnym, dzięki czemu lekturę pochłania się niesamowicie szybko. Podobało mi się też to, że autorka czerpała garściami nie tylko z religii chrześcijańskiej, ale również z mitów, co tylko wzmogło we mnie ciekawość.  

Bohaterowie zostali ciekawie nakreśleni. Azathra to silna anielica, pełna werwy i energii, i choć stoi przed nią trudne zadanie, widać, że nie ma zamiaru się poddać. Wspomagana przez pobratymców, jest na dobrej drodze do osiągnięcia celu. Cała gama innych postaci jest w stanie wryć się w pamięć czytelnika. Pojawiają się bowiem nie tylko nowi bohaterowie, ale również ci z pierwszego tomu.

Jestem oczarowana światem przedstawionym przez autorkę. Podoba mi się to, co zrobiła i w jaki sposób zaserwowała nam historię. Książkę czyta się jednym tchem, nie nuży, a wręcz przeciwnie. Mimo że odbiorcami są ludzie młodzi, uważam, że jest to ciekawa pozycja nie tylko dla nich. Autorka bowiem ukazuje nam dobro i zło, przekazując w swoich słowach wartości uniwersalne – o życiu i śmierci oraz miłości, które winniśmy zachować w sobie w każdym wieku.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Nasza Księgarnia

5/6

piątek, 8 czerwca 2012

"Mroczny dar" Kat Falls


Zastanawialiście się kiedyś, jak by to było mieszkać pod wodą? Już nie musicie. Kat Falls bowiem pokazuje nam, jak mogłoby to wyglądać. W swojej książce "Mroczny dar' snuje przed nami swoją wizje.

Głównym bohaterem książki jest Tay, chłopak od urodzenia mieszkający pod wodą. Nie wyobraża sobie innego życia i zadowolony jest z tego, gdzie przyszło mu mieszkać. Na ląd wychodzi nieziernie rzadko, w wyątkowych sytuacjach. Na powierzchni ludzie żyją w ścisku, pełnym słońcu i nie wygodzie. Tay nie potrafi tego zrozumieć, ponieważ przed nim roztacza się smak wolności. Dzięki nowoczesnym technologiom są w stanie funkcjonować oraz żyć pod wodą.

Ich spokojne życie zostaje jednak naruszone. Ataki banitów wywołują strach w mieszkańcach podwodnego świata. Nikt nie może ich powstrzymać - wiele gospodarstw zostaje splądrowanych. W takim czasie Tay spotyka Gemmę - dziewczynę z powierzchni, która wyruszała pod wodę, by odnaleźć brata. Tay postanawia jej pomóc. Razem przechodzą wiele niebezpiecznych przygód. Dno oceanu nie jest już bezpieczne. Czy odnajdą brata? Czy uda im się powstrzymać banitów?

Sama się nie spodziewałam, że książka mi się spodoba. Z początku podchodziłam do niej trochę sceptycznie, myśląc, że to kolejna opowiastka dla młodzieży która nic nie wniesie. Pomliłam się. Nie mogę powiedzieć, że to ambitne dzieło, ale z pewnością godne uwagi.

Autorka niesamowicie kreuje podwodny świat. Widzimy go z punktu widzenia Taya, dzięki czemu  wszystko nabiera jeszcze bardziej realistycznych barwach. Bohaterowie zaś są ciekawi, niejednoznaczni, pobudzający czytelnika. W szczegolności polubiłam Zoe, siostrę Taya, odważną, małą dziewczynę, która miała wielkie serce.

Najbardziej jednak urzekła mnie wizja  świata. Kat Falls opisała ją z subtelnością, ale w sposób, jakby miała ją przed oczami, jakby w niej żyła. Czytelnik dzięki temu bardzo szybko wpada w wir czytania, nie mogąc przestać, bo może na następnej stronie znowu coś się będzie działo.

"Mroczny dar" to książka na ciche wieczory. Dzięki niej bowiem przeniesiecie się do innego świata, ciekawego i niebezpiecznego i wraz z bohaterami poznacie smak przygody. Interesująa, porywająca, fascynująca, inna - cóż, to prawda. Ja się wkęciłam w podwodne życie, a ty?


Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Nasza Księgarnia.
5/6

sobota, 2 czerwca 2012

"Żona godna zaufania" Robert Goolrick



Opis wydawcy sprawił, że zapragnęłam tej książki niemalże od razu. Czułam jakieś dziwne przyciąganie i byłam prawie pewna, że książka mi się od razu spodoba. „Żona godna zaufania” Roberta Gorlicka dość szybko trafiła w moje ręce, ale czy pierwsze wrażenie okazało się trafne?

Ralph Truitt jest pięćdziesięciokilkuletnim, bogatym przedsiębiorcą. Pewnego dnia postanawia sprawić sobie żonę. W tym celu wysyła ogłoszenie do gazety matrymonialnej i czeka na odzew. Spośród nadesłanych propozycji, wybiera jedną. Przyszła żona nie jest kobietą urodziwą, ale Ralphowi to nie przeszkadza. On szuka partnerstwa i kogoś, z kim mógłby rozmawiać, ona zaś potrzebuje opieki. Układ wydaje się idealny.

Mężczyzna czeka na peronie w zaśnieżonym Wisconsin na przyjazd pociągu. Ale to, co ukazuje się jego oczom, całkowicie różni się od tego, co oczekiwałam, bowiem jego przyszła żona jest elegancką  i piękną damą, która od razu wzbudza w nim nieufność. Nie może jednak pozostawić jej samej bez opieki. Razem wracają do domu. Pewien splot wydarzeń sprawia, że kobieta ratuje mu życie. Owo wydarzenie zmienia perspektywy Ralpha, który gotów jest uwierzyć w każde słowo pięknej Catherine, nie szczędząc przy tym swoich własnych opowieści. Co wyniknie z tego związku? Czy Catherine okaże się żoną godną zaufania, a może wręcz przeciwnie? Czy tajemnice wyjdą na jaw? Tego dowiecie się po przeczytaniu książki.

Osobiście nie mam zielonego pojęcia, jak zaklasyfikować ową powieść. Dość szybko stała się bestsellerem New York Timesa. Nie sądzę, by to stwierdzenie było całkowicie prawdziwe lub fałszywe. Książkę czyta się szybko, a autor przedstawia nam świat XX wieku w sposób autentyczny. Wnikliwa analiza postaci, szczególnie głównego bohatera Ralpha, zasługuje na wzmiankę. Staje się dla czytelnika otwartą księgą, z której można czerpać, czytać i nasycać się wiedzą.

W tej opowieści w głównej mierze nie chodzi o uczucia, a o przemyślenia. Lekko filozoficzne wstawki sprawiają, że zaczynamy się zastanawiać nad sensem wszystkiego. Nie jesteśmy bowiem w stanie określić dokładnie co jest dobre, a co złe. Dlaczego czerń jest czarna, a biel biała. Nie ma tutaj sprecyzowanych odpowiedzi podanych na tacy. Czytelnik sam musi dojść do tego, co się tak naprawdę dzieje i odpowiedzieć sobie na pytania.

Zwyczajny język w połączeniu z bogatym słownictwem jednocześnie zadziwia i napawa czytelnika pewną magią. Autor zdecydowanie postarał się o to, by czytelnik popadał w różne stany zafascynowania, pożądania czy też w końcu swego rodzaju ukojenia.

„Żona godna zaufania” to książka dość dziwna. Czyta się ją z przyjemnością, dość szybko można wtopić się fabułę, jednak akcja rozgrywa się wolno, a wnikanie w psychikę bohaterów chwilami staje się nużące. Mimo tego uważam, że warto się zapoznać z tą powieścią i wyrobić własne zdanie.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Nasza Księgarnia.

4/6

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...