Z twórczością Edwarda Lee spotkałam się już przy okazji
książki „Sukkub”. Już wtedy wiedziałam, że nie będzie to ostatnia lektura tego
autora, którą będę chciała przeczytać. I tak też się stało. Do „Ludzi z bagien”
podchodziłam z wielką dozą zainteresowania i ciekawości. Z jednej strony bowiem
wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale z drugiej miałam nadzieję, że autor
mnie czymś zaskoczy. Jak więc to było?
Przenosimy się do zabitej deskami dziury – Cirk City. Tutaj
nic się nie dzieje, wydaje się, że nawet psy nie chcą się tam krzątać. Jedynie
policjant Phil czuje się tam jak w prawdziwym domu. Dlaczego? Otóż jest to jego
miasto rodzinne. Wyprowadził się stamtąd i zaczął pracę w Wydziale
Narkotykowym. Gdy jednak został oskarżony o zamordowanie dziecka podczas akcji,
jego kariera przyblakła, a sam Phil został zmuszony do powrotu do Cirk City i
objęcia tam stanowiska policjanta.
Jak to bywa z powrotami, żaden nie jest łatwy. Za Philem
przychodzą również bolesne wspomnienia związane z byłą ukochaną oraz tajemniczą
chatą. Mężczyzna jednak poświęca się swojej pracy a jego zadaniem staje się
rozwiązanie grupy narkotykowej – Bagnowych. Ludzi, którzy uprawiają kazirodztwo
przez co są zdeformowani i zmutowani. W
momencie gdy Phil odkrywa obdarte ze skóry zwłoki, rozpoczyna się prawdziwe
śledztwo i mrożące krew w żyłach poszukiwania zabójcy. Czy uda mu się odnaleźć
sprawcę?
Tak samo jak przy „Sukkubie” tak i tutaj przez całą książkę
miałam ciarki na rękach i zastanawiałam się, jak autor poprowadzi to wszystko
do końca. W sposób bardzo autentyczny i makabryczny jednocześnie przedstawia
swoją opowieść, przez co czytelnik wyczuwa w powietrzu tę napiętą atmosferę i
pełne lęku oczekiwanie na rozwiązanie zagadki. Książka pełna jest drastycznych
opisów, o których się nam nawet nie śniło. Przez połączenie różnych elementów
Lee sprawia, że nawet najbardziej obrzydliwe tematy nie pozwalają czytelnikowi
odłożyć książki na bok. Zwyczajnie trzeba dotrwać do końca.
Lee przedstawia nam świat całkowicie mroczny, zły do szpiku
kości, przepełniony obawami i sekretami, kazirodztwem i strachem – jednak najgorsze
w tym wszystkim jest to, że ukazuje nam
ciemną stronę człowieka. Jest to horror, który oscyluje wokół tego, co człowiek
może zrobić – nie potwór z szafy, a człowiek, taki jak my. I chyba to jest
najbardziej przerażające w tym wszystkim.
„Ludzie z bagien” to książka mocna, dosadna, obrzydliwa,
pełna działających na wyobraźnie opisów, stworzona dla ludzi o naprawdę
żelaznych nerwach. Podejrzewam, że nie każdy jej podoła, ale miłośnicy gatunku
z pewnością znajdą w niej coś dla siebie. Mimo tych wszystkich straszności –
szczerze ją polecam, ponieważ Lee pisze niesamowicie przekonywująco, a od jego
książek nie sposób się oderwać.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Replika.
5/6
Lubię twórczość Edwarda Lee i tę książkę także mam już za sobą, choć szczerze powiedziawszy bardziej podobała mi się pierwsza część historii o kanibalistycznych potworach.
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałam okazji przeczytać ani Sukuba, ani Ludzi z bagien. Po Twojej recenzji myślę, że klimat trochę podobnych do Ketchuma, zatem muszę się rozejrzeć za obiema pozycjami. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym w końcu poznać twórczość tego autora. Pytałam w bibliotece i dopiero niedawno zamówili właśnie "Ludzi z bagien". Mam nadzieję, ze już niebawem będę mogła przeczytać tę książkę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPo zobaczeniu okładki myślałam, że to będzie jakiś horror, ale mimo to bardzie mnie zaciekawiła ta powieść.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie dla mnie. Mam zbyt słabe nerwy na takie lektury.
OdpowiedzUsuńWydawnictwo Replika jest uprzejme dla recenzentów, ale dla roboli już nie. Mój kolo, Max (tłumacz "Ludzi") nie dostał ani darmowego egzemplarza, ani wynagrodzenia za to tłumaczenie. Co o tym sądzicie, Fani? Pozdrawiam, Marek
OdpowiedzUsuń