To już trzecia z kolei książka Schmitta w przeciągu dwóch tygodni,
którą miałam okazje przeczytać. I coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu,
że autor ma niezwykły talent do chwytania mnie za serce. O ile wcześniejsze książki sprawiały, że
potrafiłam płakać, tak ta wydobyła ze mnie niesamowite pokłady wzruszenia.
Dziwnego, wręcz absurdalnego wzruszenia, ale do rzeczy.
Historia Kiki jest krótka, ale wartka. Starsza kobieta,
mieszkająca w domu, nazwijmy go, spokojnego starości, swój czas spędza w gronie
przyjaciółek. Jeśli powiem, że zafascynowana jest Beethovenem, to będzie to
wielkie niedomówienie. Kiki kocha Beethovena, ubóstwia go, wręcz wielbi. To
jego muzykę zaszczepia w swoim synu, to jego muzykę nosi we własnym sercu. To
jego muzyka towarzyszy jej na każdym kroku. Do czasu. Gdy Kiki dorasta,
Beethoven zostaje gdzieś w tyle, znika, a Kiki nawet tego nie zauważa. Dopiero
gdy nabywa maskę z wizerunkiem kompozytora, zaczyna rozmyślać nad tym, kiedy
przestała słuchać. Opowieść o kobiecie, która wraz z przyjaciółkami musi odbyć
jedną z najtrudniejszych podróży. Podróż w głąb siebie, by odnaleźć to, co
zatraciła. Podróż mająca na celu objęcie bólu i przyswojenia go.
Druga część książki „Kiedy pomyślę, że Beethoven umarł, a
tylu kretynów żyje” to esej przedstawiający osobiste odczucia autora,
ujawniający jego poglądy i w nowatorski sposób przybliżający czytelnikowi
sylwetkę pisarza. Dowiadujemy się o tym, jakie ma spojrzenie na muzykę, jak
wielką rolę odgrywała w jego życiu. To swoista spowiedź przed odbiorcą książki,
która sprawia, że sami zaczynamy zadawać sobie pytania. Podróż Schmitta
wywołuje w nas nostalgię. Tak jak autor zastanawia się nad tym dlaczego
zapomniał o Beethovenie, tak i my zaczynamy zastanawiać się nad tym, dlaczego.
Dlaczego?
Książka pełna jest dziwnej melancholii i ciekawych
spostrzeżeń. Refleksyjna opowieść o tym, jak zanalizować swoje własne życie.
Tak jak autor powraca do tego, co było dla niego ważne, a zdołał o tym
zapomnieć, tak i my powinniśmy wrócić do siebie. Znaleźć odpowiedzi. Pytać się
dlaczego. Dlaczego jesteśmy tak ulotni, dlaczego pozwalamy, by cierpienie miało
nad nami kontrolę. Dlaczego.
Schmitt zabiera nas w podróż, w której nie ma prostych
odpowiedzi. Tak jak w życiu. Zestawienie Mozarta z Beethovenem, mająca na celu
ukazanie kontrastu między oboma kompozytorami, może być alegorycznym
przedstawieniem tego, co z siebie dajemy, a tego, co możemy dać. Schmitt pisze,
że Mozart jest idealny, wręcz boski, a Beethoven ludzki. Muzyka pierwszego
stworzona jest dla wyższości. Muzyka drugiego – dla wszystkich. Porównanie ich
ze sobą okazało się, moim zdaniem, trafnym zabiegiem, który zmusza do myślenia.
Autor po raz kolejny mnie oczarował. Po raz kolejny łapie
się na tym, że jestem nim coraz bardziej zafascynowana, a jego książki
wprawiają mnie w dziwny nostalgiczny stan. Nie mogę też opędzić się od myśli,
że zakorzenia gdzieś we mnie to wzruszenie, o którym pisałam wcześniej. Przystępny
język Schmitta sprawia, że za każdym razem, gdy sięgam po jego książkę wiem, że
otrzymam to, czego chce – opowiedzenie o ważnych rzeczach w sposób jak
najbardziej zrozumiały.
Książka dla tych, którzy nie boją się pytać. Dla tych,
którzy chcą pytać. A szczególnie dla tych, którzy nie wiedzą jak te pytania
zadawać.
Egzemplarz otrzymałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.
5/6
Autor czaruje wielu ludzi na świecie. Ma magiczną moc czarowania słowem, co jest rzadkością.
OdpowiedzUsuńDokładnie :) Ja wpadłam jak śliwka :)
UsuńKsiążka już za mną i również pozytywnie mnie zaskoczyła:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Zaciekawiła mnie ta książka już od jakiegoś czasu i mam chęć poznać ją bliżej, tym bardziej, iż twoja recenzja jest bardzo pozytywna.
OdpowiedzUsuńPolecam ci z czystym serduszkiem :)
UsuńKiki już czytałam i bardzo mi się podobała. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki Schmitta, dlatego nie mogę się doczekać, kiedy będę miała okazję przeczytać jego "Kiki van Beethoven".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
W książkach Schmitta jest zawsze jakaś magia. Taka magia, którą tylko on potrafi wytworzyć. "Kiki..." jeszcze nie czytałam, ale już czeka w kolejce. Natomiast czytałam inne pozycje tego autora i jestem zawsze zachwycona. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńBardzo sobie cenię tego autora tak więc kiedyś na pewno przeczytam "kiki..." ;)
OdpowiedzUsuńCo prawda czytałam tylko tą książkę Schmitta, jednak ani trochę nie przypadła mi ona do gustu ;/
OdpowiedzUsuńoh lubię tego pana, chciałabym przeczytać. zwłaszcza, że słynie z cieniutkich książeczek, więc poszłoby mi szybko, mimo nawału lektur który mam ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie, krótkie ale z przesłaniem :)
UsuńUwielbiam Beethovena i mam nadzieję, że po lekturze tej książki będę uwielbiać Schmitta :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu zastanawiam się nad tą książką. Bardzo lubię styl pisania Schmitta. Każda jego książka niesie ze sobą przesłanie. A to co tutaj o niej napisałaś jest rewelacyjne. Muszę mieć tą książkę!
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję, tej właśnie książki:)
Nie ma za co :) Szczerze polecam!
UsuńCenię sobie twórczość tego autora. Czytałam już parę jego utworów. Są naprawdę "wyśmienite". I choć nie lubię tych gatunków literackich, to jednak coś mnie w nich urzeka. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDokładnie. Schmitt mnie po prostu urzeka :)
UsuńUwielbiam Schmitta i nic, ani nikt mnie nie odciągnie od jego książek :> Tą mam w planach, ale jeśli nie czytałaś, to polecam Ci jego "Dziecko Noego", jedna z moich ulubionych książek :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam żadnej książki tego autora. Muszę to zmienić, skoro tak zachwalacie.
OdpowiedzUsuńCzytałam tą książkę i mi akurat nie przypadła do gustu :<
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie, nie moje klimaty:P
OdpowiedzUsuńJa do tej pory przeczytałam Schmitta tylko "Trucicielkę". O "Oskarze i pani Róży" słyszałam, że chwyta za serce. Po tej jednej lekturze, tak sobie myślę, że ten Francuz musi mieć niezwykły talent pisarski. Podobnie jak nasza rodzima Dorota Terakowska, której książkę właśnie kończę. Sorki, że tak odbiegłam od tematu na końcu, ale widzę podobieństwo w sposobie pisania tych dwojga. Być może to tylko takie może luźne skojarzenie :-)
OdpowiedzUsuńMoże :) Terakowskiej czytałam tylko jedną książkę, Schmitta już trzy i zakochałam się w jego kreowanym świecie :)
UsuńBardzo chcę przeczytać tę książkę; widzę, że naprawdę warto:)
OdpowiedzUsuńSchmitt ma rzadki talent udanego przelewania ulotnych chwil na papier. nie wiem czy Kiki spełni w tym zakresie moje oczekiwania, ale mam dobre przeczucia :)
OdpowiedzUsuńPowieści E.E. Schmitta wciąż są przede mną- na półce czeka już Odette i inne historie miłosne. Do tej pory przeczytałam jedynie Oskara i Panią Różę. Ciekawa jestem innych książek...
OdpowiedzUsuń