Trochę czasu minęło, nim wzięłam tę książkę do ręki. Nie
wiem czy to przez to, że inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami, czy tym, że
te wydarzenia są na tyle ciężkie, że obciążają na całe życie. W końcu jednak
podjęłam decyzję i zaczęłam.
Główna bohaterka książki, Marysia Pietkiewicz, w wieku
piętnastu lat zostaje brutalnie zgwałcona. Od tego czasu jej relacje z
mężczyznami zostają napiętnowane tamtym doświadczeniem. Nie stoi to jednak na
przeszkodzie w zbudowaniu szczęśliwej rodziny. Marysia zostaje żoną i matką
dwóch wspaniałych synów. Nie chciałabym za dużo szczegółów zdradzić, więc
jedynie napomknę, że ich przyjście na świat jest bardzo ciekawe.
W każdym razie wszystko układa się po jej myśli, dopóki nie
umiera jej mąż. Wtedy całe jej życie zostaje wywrócone do góry nogami, a ona
sama musi uporać się z myślą, że już go nie zobaczy. Mimo tragedii, potrafi
odnaleźć w tym drogę, którą chciała podążyć już dawno temu. Tym samym, Marysia
rozpoczyna nowy etap.
„Jej mężczyźni” to ciepła opowieść o rozterkach, o bólu i
cierpieniu, o miłości i nadziei na lepsze jutro. Tragiczne wydarzenia, których
ofiarą była główna bohaterka są początkiem lawiny zdarzeń, które prowadzą je
przez wyboistą drogę. Nie wie, że na końcu czeka na nią szczęście. Czytając tę
książkę, ma się wrażenie, że wszystko jest w stanie się odmienić. Nic nie jest
wieczne.
Napierajowa w pięknym stylu prowadzi nas przez życie Marysi.
Powoli, opisując nam zdarzenia pełne humoru i te, które wywołują w nas łzy.
Szczególnie podoba mi się to, że książka jest „prawdziwa”. To, co się w niej
znajduje możemy równie dobrze odnieść do samych siebie. Symbolicznie czy
metaforycznie – każdy z nas odnajduje w niej cząstkę siebie. Pragniemy miłości
poczucia bezpieczeństwa, pragniemy szczęśliwej rodziny i spokojnego życia,
pragniemy spełniać własne marzenia. Czasami strach przed nimi staje się siłą
napędową, czymś, co pozwala nam wyzwolić w sobie pokłady energii, o którą byśmy
się nie podejrzewali.
Opowieść o Marysi i „Jej mężczyznach” pokazuje nam, że mimo ciężkich przejść, możemy
znaleźć siebie. Możemy kochać i być kochani. Możemy się spełniać. Możemy być
sobą i nie wstydzić się tego.
Co najważniejsze, powinniśmy wierzyć. I tą wiarą zarażać
innych. Przecież w życiu o to właśnie chodzi – o znalezienie własnego miejsca,
komfortowego, takiego, w którym czujemy się bezpiecznie. Takiego, którym chcemy
dzielić się z innymi. I tak jak ja, wraz z Marysią, przeżywałam wszystko, co
się jej przytrafiło, tak ty czytelniku, jestem pewna, odnajdziesz tutaj coś dla
siebie. Może to być cokolwiek .
„Jej mężczyźni” to pozycja dla tych, którzy pragną odrobinę
magii – nie tej fantastycznej, ale życiowej. Magii, która sprawia, że wierzymy
w dobre zakończenia.
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
5/6
Nigdy o niej nie słyszałam, ale wydaje się być ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńOkładka przyciąga spojrzenie. Chętnie przeczytałabym tę książkę - nie tylko ze względu na okładkę, oczywiście ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Okładka trochę przypomina mi tandetny harlekin, ale czytając Twoją recenzję raczej odniosłam mylne wrażenie ;)
OdpowiedzUsuńNiby chcę ją przeczytać,ale jakoś specjalnie zabiegać o nią nie będę ;)
OdpowiedzUsuńW każdym razie polecam - mimo wszystko jest to ciepła historia, a takie są nam potrzebne ;)
OdpowiedzUsuńNiedawno pochłonęłam "Zapach spalonych kwiatów", chyba dość podobny. Jeśli masz czas, zachęcam do lektury :)
OdpowiedzUsuńDusiu, dziękuję bardzo :) Z pewnością po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuń